Ja mialem w zyciu 3 dziwne sytuacje:
1) Za dzieciaka. Mialem wtedy z 10-12 lat. Usypiam w ciemnym pokoju (dom przedwojenny), brat na innym lozku obok. Okna pozamykane, zadnych przeciagow, nic. Nagle glosne rozpie****enie sie czegos o podloge. Szybko wstaje, zapalam swiatlo a tu kwiat roz***any na podlodze. Spadl z szafy bez jakiejkolwiek ingerencji osob. Po latach doszedlem do wniosku, ze moze jednak jest tego wytlumaczenie. Moze kwiat po prostu akurat rosl w strone slonca w bok. Woda z donicy wyparowala, zrobila sie lekka az w koncu ja przewazylo i sie przewrocila.
2) Ten sam pokoj. Mniej wiecej ten sam czas zycia, ta sama sytuacja ze brat obok na innym lozku, ciemno, zasypiamy. Stopy mi wystaja spod koldry i nagle czuje jak ktos mnie za stopę złapał zimną ręką. Moj odruch byl taki, ze szybko podkulilem nogi. Myslalem, ze to brat cos odpie****a, ze chce mnie przestraszyc czy cos. Ale nie, bo szybko podnosze łeb, patrze brat w łóżku 3 metry dalej, wiec na pewno nie on. Zadnego szelestu nawet nie bylo slychac, zeby sie ktos ruszal przed i po tym wydarzeniu. Jedyne wytłumaczenie, ze mogło mi sie to wydawać w co wątpie, bo nigdy takich sytuacji więcej nie miałem.
3) Najbardziej dziwna historia. Mialem 15-16 lat. Wiadomo, burza hormonów itp itd, wiec pomysły człowiek miał. Zaznaczam, ze w tamtym czasie nie palilem, ani nie piłem. 100% trzezwosci.
Zima, szybko robi sie ciemno. 100m od chaty mieszkaly 2 siostry. Jedna rok starsza, druga rok młodsza. Mieszkaly na parterze małego bloku i nie miały zasłon. Obok przedwojenna obora/stodoła gdzie 1/4 czesc stanowiła czesc mieszkalna. Wiec chodzilem sobie tam je podgladywac
. W owej oborze przy której stałem trzymając kut*sa w ręku wpatrując się w okna "kolezanek" mieszkala kiedys taka samotna stara babcia. W koncu zmarla, majatek przejelo 2 osobników (koło 40 latkowie), którzy tego nie remontowali tylko czasami przyjezdzali np wiosna traktujac to jako fajny staroswiecki majacy swoj urok dom na wsi siedzac tam czasami na weekendy od wiosny do jesieni. A ze akurat byla zima, snieg, zero sladow, ciemno, pozamykane wszystko na kłudki. Stoje, patrze w okna tych dupeczek, wale konia a tu nagle ze srodka tej stodoly regularne dzwieki cos w stylu skakania w traperach po starych drewnianych schodach. Na 100% w srodku nie było nikogo, zadnych zwierząt. Czestotliwosc była bardzo regularna. Powiedzmy co sekunde. Trwało to jakias minute. Nagle ustało. Ja lekko obesrany, ale ze jestem z tych co nie wierza w jakies duszki czy sily nadprzyrodzone szybko sam siebie uspokoilem i mecze konia dalej. No i po jakich 15 minutach znow to samo. Wtedy schowałem sprzet w gacie i stamtąd spie****ilem
. Jak dla mnie w tym wypadku brak jakichkolwiek sensownych wytłumaczeń.