Rok temu jako że był to mój 1 raz wszystkiego dobrze nie wysuszyłem (wisiało w stodole) wsadziłem do słoików zamknąłem i koniec. Później oczywiście się dziwiłem czemu mi daje zapach jak zwyczjane siano itp., oczywiście powitałem pleśń. W tym z wiedzą 100x większą postanowiłem suszyszc w miejscu pomiedzy dachem domu a jakby strychem. Jest to miejsce szczelnie zamknięte (wata ociepleniowa, folia itp) ogólnie 0 wilgoci ,ciemno jak w dupie u murzyna jedynie czego brak to przewiewu. Zakupiłem coś takiego jak papier karbonowy, dla mnie jest to zwyczajny karton zwinięty w rulon (25m2 17 zł z tego co pamiętam), rozwinąłem go tam i na to kładłem obrane juz z liści topy. Powiem tak rewelacja, neiwiem czy to zasługa tego karotnu który cały aż się marszczył od wchłaniania, czy może miejsce jest ok. Pierwszy warr co tam poszedł mokry ważył 700 po 5 dniach 160 myślałem że już jest git gdyż naprawdę stwarzał takie wrażenie. Po paru dniach w słoju jednak jakoś tak trochę zrobił się lekko wilgotny( obecnie słoje otwieram albo raz dziennie na 2 godz lub 2x po 1 godz, oczywiście każdego dnia lekko wymieszając w środku), dziś sprawdzałem i chyba otwieranie pomaga gdyż wilgoc mimo nie dodawania ryżu itp zaczeła sama znikac. Mam jedynie jeden problem, co jest z zapachem gdyż aromat znikł i jest jakiś taki nikły. Niby nie jest aż tak ważny gdyż materiał działa rewelacyjnie, ale zawsze nie dogodzisz ^^. Czy ten curring co robię powinien pomóc? Jeżeli piszę jakieś bzedety proszę o sprostowanie.
Ten karton co zakupiłem jest to chyba jedna warstwa przez co jest o wiele bardziej miekki od takiego z pudełek który chyba się składa z paru warstw. Kolejny warr leży już tam 8 dni dziś sprawdzałem to jutro na pewno zabieram gdyż jest tak suchy że musi byc gotowy, zobaczymy ile spadło z 1300 mokrej masy, 2 próbki zeszły 10.2g do 2, 11.6 do 2.4.