nasiona marihuany

Nagi lunch

Wyszukiwarka Forumowa:

Dr.Gonzo

Well-known member
Rejestracja
Gru 8, 2006
Postów
194
Buchów
1
Link:http://www.4shared.com/network/search.jsp?searchmode=2&searchName=nagi+lunch

I wstęp dla zachęty.

WSTĘP

CHOROBA I DELIRIUM: ŚWIADECTWO


Wyzdrowiałem w wieku czterdziestu pięciu lat: ocknąłem się jak ze snu, spokojny i zdrowy na ciele i umyśle, jeśli nie liczyć nadwerężonej wątroby i trupiego wychudzenia, powszechnego u tych, co przeżyli... Większość ocalałych ma bardzo mętne pojęcie, co się z nimi działo. Ja, zdaje się (dokładnie tego nie pamiętam), prowadziłem w delirium szczegółowe notatki, które opublikowałem później pod tytułem “Nagi lunch". Sens tytułu, podsuniętego przez Jacka Kerouaca, pojąłem dopiero niedawno, już po wyzdrowieniu. Znaczy on dokładnie to, co znaczy: NAGI LUNCH — chwila, gdy siedzący przy stole zastygają nad tym, co mają na widelcach. Choroba to narkomania: byłem narkomanem piętnaście lat. Mam tu na myśli uzależnienie od opiatów (poczynając od opium, a kończąc na syntetykach w rodzaju Demerolu czy Palfium). Stosowałem wszystko — morfinę, heroinę, Dilaudid, Eukodal, Pantopon, Diokodid, Diosan, opium, Demerol, Dolofen, Palfium — wprowadzając je do swojego organizmu na wszelkie możliwe sposoby: doustnie, dożylnie, domięśniowo, doodbytniczo. Igła wcale nie jest najważniejsza. Czy łykasz narkotyki, czyje wąchasz, czy wsadzasz je sobie w tyłek, skutek jest zawsze taki sam: uzależnienie. Mówiąc o narkotykach, nie mam na myśli keifu, marihuany, pochodnych haszyszu, meskaliny, Bannisteria caapi, LSD-6, świętych grzybków czy innych halucynogenów... Brak dowodów, że nadużywanie halucynogenów prowadzi do zależności fizycznej. Działają one zupełnie inaczej niż pochodne morfiny. To, że nie rozróżnia się tych dwóch klas narkotyków, jest pożałowania godnym skutkiem nadgorliwości państwowych służb do walki z narkotykami w USA i innych krajach.
W ciągu piętnastu lat uzależnienia dobrze poznałem działanie wirusa maku. Tworzy on piramidy, których wyższe poziomy pożerają niższe (to nie przypadek, że szefowie tego interesu są zawsze grubi, a narkomani chudzi). Istnieje wiele piramid uzależnienia pasożytujących na narodach świata, wszystkie oparte na podstawowych zasadach monopolu:



1. Nigdy nie dawaj niczego za darmo.
2. Nigdy nie dawaj więcej, niż musisz
(staraj się zawsze, żeby kupujący był głodny, i każ mu czekać)
3. Zawsze wszystko odbierz, jeśli tylko możesz.

Dealerzy zawsze wszystko odbierają. Narkoman potrzebuje coraz więcej i więcej maku, by utrzymać ludzką postać... by wykupić się małpie.
Mak to archetyp monopolu i opętania. Narkoman może się bronić, ale nogi i tak poniosą go tropem maku, aż wróci do nałogu. Mak można dzielić na dawki: daje się dokładnie zważyć. Im więcej maku bierzesz, tym mniej go masz; im więcej go masz, tym więcej bierzesz. Halucynogeny uchodzą za święte wśród ludów, które się nimi posługują — istnieją kulty peyotlu i banisterii, kulty haszyszu i kulty świętych grzybów meksykańskich, pozwalających ujrzeć Boga — ale nikt nigdy nie twierdził, że mak jest święty. Nie istnieją , kulty opium. Opium jest wulgarne i wymierne jak forsa. Słyszałem, że w Indiach istniał niegdyś łagodny narkotyk nie wywołujący uzależnienia. Nazywał się soma i przedstawiano go w postaci pięknej błękitnej fali. Jeśli soma kiedykolwiek istniała, wnet pojawili się dealerzy, którzy zamknęli ją w ampułkach, zmonopolizowali i zaczęli sprzedawać jako pospolity stary mak.
Opiaty to produkt idealny... najwyższa forma towaru. Nie potrzebują reklamy. Klient będzie się czołgać w rynsztoku i żebrać, żeby kupić... Handlarz maku nie sprzedaje produktu konsumentowi, tylko konsumenta produktowi. Nie ulepsza i nie upraszcza produktu. Degraduje i upraszcza klienta. Płaci swoim pomocnikom makiem.
Wirus maku pozwala zrozumieć istotę “zła": algebrę głodu. Istota zła tkwi w głodzie totalnym. Narkoman to człowiek odczuwający totalny głód narkotyku. W pewnych warunkach głód nie zna absolutnie żadnych granic ani nie podlega żadnej kontroli. Motto głodu totalnego brzmi: “Nie będziesz?" Ależ będziesz. Będziesz kłamał, oszukiwał, donosił na przyjaciół, kradł, zrobisz wszystko, by zaspokoić głód. Bo znajdziesz się w stanie totalnej choroby, totalnego opętania, i nie będziesz mógł postępować inaczej. Narkomani to chorzy ludzie, którzy nie mogą postępować inaczej. Wściekły pies nie może nie kąsać. Kaznodziejski ton niczemu nie służy, chyba że chcemy tworzyć pożywkę dla wirusa maku. A mak to wielki biznes. Przypominam sobie rozmowę z pewnym Amerykaninem, który pracował w Meksyku w Komitecie do Walki z Ospą. Sześćset dolarów miesięcznie plus zwrot kosztów.


— Jak długo będzie jeszcze trwać epidemia? — spytałem.
— Dopóki uda się ją podtrzymać... Tak... Może później wybuchnie w Kolumbii? — dodał w rozmarzeniu.
Aby zmienić lub zniszczyć piramidę liczb, trzeba zmienić albo usunąć liczbę w najniższym rzędzie. Aby zniszczyć piramidę maku, należy zacząć od najniższego poziomu — narkomana na ulicy — i przestać walczyć z wiatrakami, polując na tak zwanych szefów, których w każdej chwili mogą zastąpić inni. Jedynym constans w równaniu maku jest narkoman na ulicy, który musi brać, żeby żyć. Kiedy nie będzie narkomanów kupujących narkotyki, skończy się handel narkotykami. Dopóki istnieje głód maku, dopóty ktoś go będzie zaspokajał.
Narkomanów można wyleczyć albo poddać kwarantannie jak chorych na tyfus — to znaczy racjonować im morfinę pod nadzorem lekarskim. Kiedy to się stanie, piramidy narkotykowe świata runą. O ile wiem, jedynym krajem stosującym ową metodę walki z narkomanią jest Anglia. W Wielkiej Brytanii jest około pięciuset narkomanów poddanych kwarantannie. Gdy minie pokolenie, gdy narkomani poddani kwarantannie wymrą i naukowcy wynajdą środki przeciwbólowe nie oparte na morfinie, wirus maku stanie się czymś w rodzaju wietrznej ospy: zamkniętym rozdziałem, ciekawostką medyczną.
Istnieje już szczepionka, która może relegować wirusa maku w odległą przeszłość. Jest to kuracja apomorfinowa wynaleziona przez lekarza angielskiego, którego nazwiska nie mogę tymczasem ujawnić, gdyż czekam na zgodę na wykorzystanie fragmentów jego książki opisującej trzydziestoletnie doświadczenia w leczeniu narkomanów i alkoholików. Apomorfina to pochodna morfiny powstająca przez podgrzewanie morfiny z kwasem solnym, odkryta dawno temu i nie mająca żadnych właściwości narkotycznych ani przeciwbólowych. Przez długie lata stosowano ją jedynie w zatruciach jako środek wymiotny. Działa ona bezpośrednio na tyło mózgowie. Odnalazłem tę szczepionkę na końcu drogi, w fazie terminalnej.
Mieszkałem w nędznej klitce w tubylczej dzielnicy Tangeru. Nie kąpałem się od roku, nie zmieniałem odzieży ani nie zdejmowałem jej, chyba żeby wbić igłę w szare, drewniane, włókniste ciało, co powtarzało się co godzina. Nigdy nie porządkowałem ani nie odkurzałem pokoju. Puste pudełka po ampułkach i śmieci sięgały aż do sufitu. Już dawno wyłączono elektryczność i wodę, bo nie płaciłem rachunków. Nie robiłem absolutnie nic. Mogłem wpatrywać się przez osiem godzin w czubek własnego buta. Podrywałem się do działania tylko wtedy, gdy pojawił się głód morfiny. Kiedy odwiedzał mnie przyjaciel — a zdarzało się to nieczęsto, bo kto miał mnie odwiedzać? — siedziałem apatycznie, nie troszcząc się, czy wkracza w moje pole widzenia, czy je opuszcza — szary ekran stawał się coraz bledszy i coraz bardziej pusty. Gdyby padł nagle trupem, siedziałbym bez ruchu wpatrując się w czubek buta i czekając, aż będę mógł przejrzeć mu kieszenie. Nie będziesz? Ale przecież nigdy nie miałem dość morfiny — nikt nigdy nie ma dość morfiny. Dwa gramy dziennie i ciągle było mi za mało. Czekałem godzinami przed apteką. Handel morfiną opiera się na zwłoce. Dealer zawsze się spóźnia. To nie przypadek. W świecie maku nie ma przypadków. Narkoman uczy się bez przerwy, co się stanie, jeśli nie zaliczy swojej działki morfiny. Szykuj forsę albo zdychaj. I nagle dawki zaczęły rosnąć. Trzy, cztery gramy dziennie. I ciągle było mi mało. A na dodatek nie miałem pieniędzy.
Stałem na ulicy z ostatnim czekiem w ręku i zdałem sobie sprawę, że to mój ostatni czek. Poleciałem najbliższym samolotem do Londynu.
Lekarz wyjaśnił mi, że Apomorfina działa na tyło mózgowie, regulując metabolizm i niszcząc enzymatyczne mechanizmy uzależnienia. Po czterech, pięciu dniach, gdy przemiana materii wraca do normy, można odstawić apomorfinę i stosować ją jedynie w razie powrotu do nałogu. (Nikt nie odurza się apomorfiną. Nie odnotowano ani jednego przypadku uzależnienia od apomorfiny). Zgodziłem się na terapię w klinice. Przez pierwszą dobę zachowywałem się jak chory umysłowo, podobnie jak wielu narkomanów przeżywających ostry zespół odwykowy. Po dwudziestu czterech godzinach podawania Apomorfiny delirium minęło. Lekarz pokazał mi historię choroby. Otrzymywałem mikroskopijne dawki morfiny, które w żaden sposób nie tłumaczyły braku ostrzejszych objawów głodu, jak kurcze nóg i żołądka, gorączka czy mój własny szczególny symptom, tak zwane “zimne palenie" — uczucie, że po skórze biegają tysiące mrówek. Każdy narkoman ma własne indywidualne objawy, które nie dają się przewidzieć. Brak gwałtownych symptomów głodu mogła wytłumaczyć jedynie apomorfina.
Przekonałem się, że kuracja apomorfinowa jest naprawdę skuteczna. Po ośmiu dniach opuściłem klinikę; jadłem i spałem normalnie. Przez dwa lata nie brałem narkotyków — ostatni raz miałem tak długą przerwę przed dwunastu laty. Wskutek choroby i bólu wróciłem do nałogu na kilka miesięcy. Kolejna kuracja umożliwiła mi napisanie tego tekstu.
Kuracja apomorfinowa różni się jakościowo od innych metod. Wypróbowałem je wszystkie. Nagłe odstawienie, stopniowe odstawianie, kortyzon, środki antyhistaminowe, trankwilizatory, terapia snem, tolserol, rezerpina. Żadna z owych kuracji nie zakończyła się powodzeniem: wracałem do nałogu przy pierwszej sposobności. Mogę definitywnie stwierdzić, że dopóki nie poddałem się kuracji apomorfinowej, nie byłem nigdy wyleczony pod względem metabolicznym. Przytłaczające statystyki ośrodka w Lexington, świadczące o częstym powrocie do nałogu, doprowadziły lekarzy do przeświadczenia, że narkomania z natury jest nieuleczalna. W Lexington stosuje się kurację polegającą na zastąpieniu morfiny dolofiną; nigdy nie używano tam apomorfiny. W istocie rzeczy kuracji tej z reguły się nie docenia. Nie prowadzi się żadnych badań nad pochodnymi apomorfiny lub preparatami syntetycznymi. Nie ulega wątpliwości, że można wyprodukować substancje działające pięćdziesiąt razy silniej od apomorfiny i wyeliminować efekty uboczne w postaci wymiotów.
Apomorfina to regulator fizyczny i psychiczny, który można odstawić, gdy tylko spełni swoje zadanie. Świat zalewają środki uspokajające i stymulujące, a ten unikatowy specyfik nie wzbudza większego zainteresowania. Żadna z wielkich firm farmaceutycznych nie prowadzi nad nim badań. Sądzę, że badania naukowe nad syntezą apomorfiny i jej pochodnymi otworzą w medycynie nowe horyzonty, wykraczające daleko poza problem narkomanii.
Hałaśliwa grupka przeciwników szczepień ochronnych zwalczała gwałtownie szczepienia przeciwko ospie wietrznej. Niewątpliwie ludzie niezrównoważeni psychicznie lub mający w tym osobisty interes podniosą krzyk protestu, gdy odbierze im się przemocą wirusa narkotyków. Narkotyki to wielki biznes: kręci się wokół niego mnóstwo maniaków i manipulatorów. Nie powinno im się pozwalać na wtrącanie się do pracy lekarzy. Wirus narkotyczny to w tej chwili światowy problem zdrowotny numer jeden.
Ponieważ “Nagi lunch" traktuje o problemach zdrowia i choroby, jest z konieczności brutalny, obsceniczny i niesmaczny. Chorobie towarzyszą często odrażające objawy, niestrawne dla słabszych żołądków.
Niektóre partie książki, określane jako pornograficzne, są w istocie pamfletem przeciwko karze śmierci na kształt “A Modest Proposal" Jonathana Swifta. Mają za zadanie pokazać, że kara śmierci to lubieżny, barbarzyński, niesmaczny anachronizm. Jak zawsze lunch jest nagi. Skoro kraje cywilizowane chcą wrócić do obrzędów druidów, którzy wieszali ofiary w świętych gajach, albo karmić swoich bogów ludzką krwią, niech widzą, co naprawdę jedzą i piją. Niech zobaczą, co się znajduje na końcu długiej gazetowej łyżki.
Piszę to w chwili, gdy prawie skończyłem dalszy ciąg “Nagiego lunchu". Matematyczną ekstrapolację algebry głodu poza wirus narkotyczny. Istnieje wiele rodzajów uzależnień i wszystkie podlegają pewnym ogólnym prawidłom. Jak powiedział Heisenberg: “Nie jest to może najlepszy z możliwych światów, lecz zapewne najprostszy". Jeśli się go r o z u m i e.

POSTSCRIPTUM... NIE BĘDZIESZ?

A mówiąc w swoim imieniu — jeśli człowiek mówi inaczej, równie dobrze może zacząć szukać swego protoplazmatycznego tatusia albo komórki macierzystej — nie chcę już słuchać tych starych ćpuńskich bałachów. Mówiono to już miliony razy i nie ma sensu cokolwiek powtarzać, bo w świecie ćpunów nic się nigdy nie dzieje. Jedynym pretekstem dla tego nużącego konania jest KOP, gdy obwód maku zostaje przerwany przez brak forsy i skóra zdycha od przedawkowania czasu. Narkoman na głodzie nie ma wyboru i musi tylko wąchać i słuchać... Uważaj na samochody...
Ćpuni zawsze narzekają na zimno, stawiają kołnierze czarnych płaszczy i chwytają się za zwiędłe szyje. To zwykłe oszustwo. Narkoman nie chce, żeby mu było ciepło, chce czuć zimno, potrzebuje zimna jak towaru: nie na zewnątrz, ale w środku, żeby siedzieć z kręgosłupem sztywnym jak zamarznięty podnośnik hydrauliczny, z metabolizmem zbliżającym się do zera absolutnego. Narkomanom w fazie terminalnej zanika zupełnie perystaltyka jelit i defekacja jest możliwa tylko po interwencji chirurgicznej... Tak oto wygląda życie w Lodowym Pałacu. Po co się ruszać i tracić CZAS?
Miejsce dla jeszcze jednej, sir.
Niektórzy dostają kopy termodynamiczne. Wymyślili termodynamikę... Nie będziesz?
I to jest rzecz wiadoma jak to, że lubię wiedzieć, co jem, i vice versa, mutatis mutandis, jak tam pasuje. Restauracja “Nagi Lunch"... Wchodźcie bez wahania... Dla starych i młodych, dla ludzi i zwierząt. Najlepiej wziąć trochę wężowego sadła, naoliwić tryby i puścić w ruch wesołą maszynkę. Po czyjej jesteście stronie? Hydrauliki? A może chcecie się rozejrzeć z Uczciwym Billem?
Więc tak wygląda światowy problem zdrowotny, o którym pisałem we wstępie. Droga przed nami, moi przyjaciele. Czy ktoś coś mówi o brzytwie i oszuście, co wymyślił Billa? Nie będziesz? Brzytwa należała do gościa nazwiskiem Ockham i wcale się nią nie pokaleczył. Ludwig Wittgenstein, “Tractatus Logico-Philoso-phicus": “Jeśli twierdzenie jest niepotrzebne, nic nie znaczy".
A co jest bardziej niepotrzebne niż mak, jak się go nie potrzebuje?
Odpowiedź: Ćpuny, kiedy nie ćpają.
Mówię wam, chłopcy, słyszałem kilka nudnych gadek, ale żadna inna GRUPA ZAWODOWA nie potrafi nawet się zbliżyć do termodynamicznego narkomańskiego SPOWOLNIENIA. Ćpuny uzależnione od heroiny nie mówią niczego ciekawego. Ale palacze opium są aktywniejsi, bo ciągle mają namiot i lampę... i może narządy, niczym gady w stanie hibernacji, utrzymujące temperaturę na poziomie rozmowy: Jak nisko upadły inne ćpuny, gdy tymczasem my mamy namiot i lampę, namiot i lampę; tu jest miło i ciepło, miło i ciepło, a NA DWORZE JEST ZIMNO... Chłopcy z pompkami nie przeżyją dwóch lat, nawet pół roku, zeszli zupełnie na psy. Ale MY nigdy nie zwiększamy DAWKI... nigdy — nigdy, tylko tego wieczoru, bo to SPECJALNA OKAZJA, a chłopcy z pompkami zdychają z zimna... Nigdy, nigdy, nigdy nie będziemy jeść... Przepraszani na chwilę: pojadę na wycieczkę do KIESZONOWEGO ŹRÓDŁA ŻYWYCH KROPEL. Kulki opium wepchnięte palcem do tyłka, hemoroidy i gówno.
Miejsce dla jeszcze jednej, sir.
Cóż, gdy ruszy ta płyta w miliardowym roku świetlnym i nigdy taśma się nie zmieni, my, normalni ludzie, ostro się za ćpunów weźmiemy.
Jedyny sposób zabezpieczenia się przed tą straszliwą groźbą to zamieszkać z Charybdą... Dobre traktowanie, synu... Cukierki i papierosy.
Przeżyłem piętnaście lat pod tym namiotem. Wchodziłem, wychodziłem, wchodziłem, wychodziłem, wchodziłem, WYCHODZIŁEM. Wreszcie wylazłem na dobre. Więc słuchajcie wujaszka Billa Burroughsa, co wynalazł arytmometr z podnośnikiem hydraulicznym — można szarpać dźwignię we wszystkie strony, a dla danych współrzędnych wynik jest zawsze taki sam. Wcześnie pobierałem nauki... Nie będziesz?
Makowe dzieci wszystkich krajów, łączcie się! Nie mamy nic do stracenia prócz dealerów. A ONI są nam NIEPOTRZEBNI.
Spójrzcie, SPÓJRZCIE na makową drogę, nim nią pójdziecie do FATALNEGO KOŃCA...
Mądre słowo.

William S. Burroughs
 

Benway

Well-known member
Rejestracja
Lis 18, 2014
Postów
52
Buchów
0
Książka ciekawa pod względem sposobu napisania, ale czyta się ją z lekkim trudem(przynajmniej w moim wypadku). Ale i tak pozycja moim zdaniem obowiązkowa na półce, mimo co chwile szokujących scen dziejących się między stronicami tej historii posypanej heroinom i zroszonej spermą starego ćpuna homoseksualisty (kto czytał zrozumie alegorie).
 



Z kodem HASZYSZ dostajesz 20% zniżki w sklepie Growbox.pl na wszystko!

nasiona marihuany
Góra Dół