nasiona marihuany

Cinderella "Cindy" 99 - Ponury Raport Dymny # 2

Wyszukiwarka Forumowa:

PonuryŻniwiarz

Well-known member
Weteran
Rejestracja
Kwi 16, 2012
Postów
3,147
Buchów
9
Cześć,

wstęp musi być wstępem:

Przybywam z pomysłem nr 2 na moją wizję działania kolejnej testowanej odmiany konopi.
Na drugi ogień – Cinderella „Cindy” 99 – odmiana, o uprawie której zamarzyłem kilka ładnych miesięcy temu, po oszołomieniu, jakie wywołało we mnie pewne zdjęcie jej przepięknych topów, które załączam (dzięki uprzejmości producenta nasion), bowiem moje nie były aż tak ładne...

Opracowałem (choć wciąż modyfikuję) pozwalający na duże nasycenie informacją i dający mi trochę pola do manewru szablon raportowy, którego cechy są zlepkiem standardów z różniastych SR. Pracuję nad różnymi graficznymi interpretacjami przebiegu tzw. fazy, wraz z nieodłączną, bardziej rozbudowaną częścią opisową – dla wciągniętych w temat.
Znów jest, i chyba zawsze będzie, ckliwie, naiwnie i na wyrost, ale szczerze i z chęcią rzeczowej analizy.

Cindy z pewnością była na patelni wielu z Was. Jestem ciekaw konfrontacji Waszych wrażeń z moimi. Nie krępujcie się.

Ponieważ niektórzy natrafią na te wpisy niechronologicznie to niestety powtórzę się za każdym razem z kilkoma uwagami, które, jak to ująłem ostatnio „naświetlą nieco moje podejście do konsumpcji”:

Upłynęło trochę gazu w zapalniczce, ale to wciąż ta sama zapalniczka – uważam się nieustannie za świeżego w temacie, choć zegar doświadczenia tyka i to tykanie słychać coraz głośniej, głównie przy rozmyślaniu nad trwałością tego połączenia Ja i Konopia. Nieliczne „seanse” staram się rozdzielać przerwami narzucanymi przez rytm życia i przyzwyczajenie do siłowania się z pokusami pójścia na łatwiznę w kwestii używek. I tak Minister Ponurości ostrzega: podawane dawki, czas oddziaływania, ocena potencjału mogą się różnić znacząco od tych samych cech podawanych przez „profesjonalistów”.

Standardowo: w kontakcie z konopiami staram się wycisnąć ze swojej percepcji ile się da. Przy ocenie pełnego wachlarza oddziaływania preferuję zajęcia „analogowe”, przy spokojnym, wolnym, otwartym umyśle, w towarzystwie bliskiej osoby. Mniej więcej 3 - 4 podejścia do odmiany pozwalają mi wypracować jakieś względnie stabilne zdanie na jej temat.

Ostatnio pisałem, że „nie jestem fanem smaku dymu czegokolwiek, także temu elementowi poświęcam jedynie szczątkową uwagę”. Fundament tego poglądu się nie zachwiał, ale wykazuję powoli większe zrozumienie w temacie. Wciąż i chyba dozgonnie uwielbiam zapach konopi.

Wraz z pomysłem tworzenia rozbudowanych raportów dymnych zawiązał się obowiązek, który obliguje mnie do wyraźnego przyglądania się działaniu odmiany. W poprzednim SR wskazałem, że żadne słowo pisane nie powstaje „w trakcie” i tak też było. Z Cindy próbowałem się pobawić w jakieś szczątkowe zapisy długopisowe (w ogóle powinienem zmienić nicka na Długopis i chyba zaraz wyślę taką prośbę do Szanownej Administracji – lubię moją Ponurą Żniwowatość, ale jak tak dalej pójdzie to sami wystąpicie o forsowaną zmianę na PonuryDługopis. Prześpię się z tym.). I takie notatki czy coś zwyczajnie burzą zabawę, choć niewątpliwie pozwalają uchwycić jakiś szczegół, który mógłby umknąć pamięci. Coś za coś. Nie wspominając, że panowanie nad klawiszami czy szykiem zdania to zadanie wymagające zdolności Kapitana Wrony. A ja jestem co najwyżej Kapitan Dzięcioł (ależ tu dziś pada dużo ksyw – zamienników)(płodny okres – good times).


I standardowe Parental Advisory:

Nikogo do niczego nie zachęcam, poza tym, żeby być świadomym kroków, które się podejmuje w kierunku jakichkolwiek używek. To jest zawsze rodzaj wyzwania i zmierzenia się z aktualnym stanem umysłu, różnymi cechami charakteru, zmiennymi okolicznościami. Mogą padać skrajnie różne wyniki i zaskakujące odpowiedzi.


Drugie koty za płoty … Zapraszam do lektury (i, podprogowo, wpłat na konto nr …).


Cindy 99





Odmiana: Cinderella “Cindy” 99
Producent nasion: Female Seeds
Genetyka (dane zebrane): długotrwała selekcja fenotypów Northern Lights, Shiva Skunk, Haze (pochodna odmiany Jack Herer)

(pełna linia genetyczna w linku http://en.seedfinder.eu/strain-info/Cinderella_99/Brothers_Grimm/)

THC: ok. 13% CBD: 0,07% CBN: 0,05%
(analiza z BudGenius -> http://budgenius.com/Cinderella-99-Green-Queen-Cooperative-BG0010001E6E1.html)

Indica / Sativa: 15 % / 85 %
(wg marijuana.com -> http://www.marijuana.com/wiki/cinderella-99/)

Pochodzenie materiału: produkcja własna (indoor), curing ok. 4 tygodni i wzwyż…






Ocena organoleptyczna suszu:

Wygląd: blade, jasnozielone (seledynowe) puchate kwiaty, dość liściaste i lekkie, choć jednocześnie zwarte, dość charakterystyczna struktura – taka szyszunia, pokryte sporą ilością żywicy, włoski pomarańczowo - brązowawe, dobrze komponujące się z jasnym kolorem kwiatów,

Zapach: aż boję się zacząć opisywać… niebywale przyjemny, cukierkowo – owocowy, przesłodki, lekko pudrowy grejpfrut (taki mi się trafił fenotyp, do wyboru jest jeszcze ananasowy), nutek „skunkowych” doszukiwać się można jedynie na siłę, ma się to ochotę wszamać po powąchaniu, a raczej wskoczyć w taki basen pełny kwiatów Cindy, radośnie tarzać się w nich niczym warchlak w ściółce na pierwszym wyjściu z nory… Chce się żyć w tym zapachu… aż muszę ochłonąć po tym wspomnieniu … albo pójdę sobie powąchać, ha!!!

Smak / dym: nawet po krótkim leżakowaniu niebywale łagodny, niegryzący (choć susz łatwo się spala, tworząc obfitą chmurę, więc chwila nieuwagi i … khe khe khe khe khe hhrrrgrr), w formie jointa pierwszy buch wręcz smaczny (nie sądziłem, że kiedyś tak określę jakiś dym).

Działanie:

Sposób spożycia: palenie czystego suszu, bez dodatków, (wciąż) w niewysokich dawkach dla początkujących, tym razem: joint, mini-bongo.

Tuż po przyjęciu: po pierwszym w życiu buchu Cindy po prostu wybuchnąłem śmiechem… Może to było trochę na kanwie zwyczajnej radości z okazji stworzenia własnym nakładem sił takiej możliwości. Wchodzi momentalnie. Ciężko powiedzieć, co pojawia się najpierw, chyba zdumienie, a potem euforia, ale to chyba jest po prostu zdumienie euforią…
Przez pierwsze kilkanaście minut w głowie narasta poczucie szykowania się na coś wielkiego lub po prostu – niebywale przyjemnego, stąd ten tzw. load, czyli właśnie wrażenia tuż po przyjęciu, się jakby wydłuża.

Reakcja głowy: euforyczne pobudzenie, przypływ akceptacji i zadowolenia z życia, podniesienie chęci do życia, jeśli nam gdzieś uciekła uprzednio, wzrost empatii, wyrozumiałości, pozytywnego nastawienia do innych, docenianie talentów, dobrej woli innych osób, bardzo pokojowe myśli i działania, radość, odkrywanie piękna i autentyczności myśli, dźwięków, obrazów, rozumienie sedna spraw (możliwe oczywiście, że pozorne) – np. intencji twórców, z których „dziełami” mamy akurat styczność. Myśli puchnące w głowie do rozmiarów przewyższających czasem zdolność percepcji, stąd pojawiają się wrażenia utraty wątku… Spowolnienie czasu z wrażeniem zatrzymania się w teraźniejszości, której niewiele brakuje do ideału. Losowo – lekkie „zawieszenia” się w ciągłym odbiorze rzeczywistości, drobna bezpamięć, ale przyjmowana bez jakiegokolwiek lęku przez organizm. Wzrost gadatliwości, chęć do wygłupiania się.

Reakcja ciała: bardzo delikatny uśmiech, pogodna twarz i spojrzenie, oczy szeroko otwierające się, pewien rodzaj znieczulenia kojarzący się z poczuciem dematerializacji ciała, jakbyśmy się trochę zakurzyli albo pokryli warstewką szronu. Z czasem, po tzw. szczycie, narasta rozluźnienie ciała i poczucie lekkiego zmęczenia – genetyka indica zbiera niedużą część swojego lepkiego żniwa. Nie odbiera to jednak możliwości działania… Ciało, głównie głowa, ma tendencje do lekkiego kołysania się.

Szczyt: Widział ktoś kiedyś Kilimandżaro? Niektórzy pewnie nawet byli. Randka z Cindy przeżywa apogeum na jakimś rozległym, kosmicznie wysokim płaskowyżu, wśród pędzącego zachwytu umysłu, błogości ciała, w miękkim puchu świetlistej, seledynowo - mlecznej mgły…

Działania niepożądane: wyraźne i trochę uciążliwe pieczenie oczu, wrażenie ucisku w górnych partiach gałek ocznych, lekka suchość ust, lekki ucisk z tyłu głowy.


Podsumowanie:

C99 klasyfikowana jest jako hydryda, choć ze znaczącą przewagą sativy, co nasuwa szybką myśl, że po zapoznaniu się z tą odmianą boję się spróbować czystej, mocno dojrzałej sativy. Jeśli już mówimy o hybrydzie to z najłagodniejszymi cechami indicowego znieczulenia, rozluźnienia, relaksu, ale dużą porcją sativowego haju, i niestety dla niektórych, a hurra – dla innych, sativowej tzw. psychodeliczności: silnie abstrakcyjnych pomysłów, mocnego tempa i rozpiętości myśli, trochę pociętej pamięci. Nieodłączne są wrażenia lotu, przyspieszania, podróży, a na końcu po prostu przeżywania życia – w bardzo przyjaznej i łatwo przyswajalnej formie. Odmiana, która skojarzyła mi się z Ptaśkiem Wharton’a, w ekranizacji, ale nie wiem wciąż czy słusznie. I w ogóle z taką Whartonowską manierą filozoficzną.
Wharton jarał Cindy.

W miarę postępu rozprowadzania się Cindy po ciele umysł odpływa, odfruwa, a ciało się dematerializuje – zapominamy o jego istnieniu. Ostatnia wspomniana cecha to chyba główny element z genetyki indica – jakby silne znieczulenie, odrętwienie, przy jednoczesnej łatwości wyrwania się z tego stanu. Silne, wyraźne uczucie, ale na żądanie ulotne.
Szczytowe doznania opisać można oklepanym, ale jakże trafnym słowem: kosmos - biały, puszysty, świetlisty, ciągnący się jasną smugą lot kosmiczny z oczyma otwartymi tak szeroko, jakby chciały cały ten kosmos wchłonąć na raz. Otrzeźwienie z doznań najwyższych przynosi wrażenie odcięcia rzeczywistości przez powoli napływającą, gęstniejącą mgłę.

Nie odmawiam jej właściwości „zastrzyku energetycznego”, nie mniej, druga często przypisywana sativom cecha – kreatywność, zdaje się ustępować poczuciu bycia idealnym odbiorcą różnych form tzw. sztuki – w moim przypadku głównie muzyki. Trochę ciężko się skupić i coś nowego wymyślić – w towarzystwie preferowane są raczej proste gry i zabawy, bez przesadnego nacisku na logikę. Na początku słabo można łapać reguły gry, za to potem każdy najmniejszy sukces stwarza niepohamowaną radość.

Cindy jest bardzo przyjazna, otulająca, troskliwa. Taka wręcz „ciepława”. Elficka – co mogą zrozumieć rozliczni fani mitologii Tolkien’a. Wyraz twarzy się ma bardzo pogodny i serdeczny. Taki szczęśliwy. Wzrok nieco spowolniony - pocieszne oczy. Coś z boku gałek ocznych ciągnie w dół, a z kolei środkowy górny obszar jak zahaczony ciągnie up, up and away…
Ujemne strony są, a jakże. Ta jej pocieszność może nie przypaść do gustu osobom, które danego wieczoru miały potrzebę być pełnym animuszu zabijaką. Człowiek ma ochotę mówić tyle miłych rzeczy, że fuj…

Co tu dużo mówić – jest się trochę gdzie indziej. Jak to określają za wielką wodą – „high as fu*k”. Świat może stać się nieuchwytnie szybki, co utrudnia powiązanie nitek sensu. To takie trochę „przyspieszone zwolnienie”, wpływające na pamięć i wspomnianą już ciągłość myśli, wątku.
A w ogóle myśli się bardziej emocjami niż rozumem – dla mnie to duża nowość.
Z większości działania można się łatwo „otrzepać” w miarę jakiejś awaryjnej potrzeby, lecz raczej nie do końca. „A Wy już porobieni..” – może paść z ust trzeźwego obserwatora, który właśnie dołączył do grupki konsumentów Cindy.)

Zaobserwowałem też, że w końcowych etapach tzw. szczytu, często przy jakiejś przedobrzonej dawce, tempo przeżywania myśli jest tak duże, że ma się ochotę przystopować. Wysiąść z tego nieskończenie przyspieszającego samolotu, z lekkim wrażeniem, że przyspiesza tylko dlatego, że spada… Początkowe zdumienie euforią zmienia się w lekkie przerażenie rozmiarem tej euforii.
Jeśli już szczerze rozmawiamy i poruszamy wszystkie tematy to … seks jest fizycznie jakby nieznacznie znieczulony, bezcielesny jakby, lecz umysłowo wysoce ekstatyczny, pochłaniający bez reszty. Zdecydowanie dobra odmiana do takiego spędzania czasu, chociaż, kurde, dziwnie trochę…

Cóż… Cindy 99 wydaje się być dokładnie, taka jak kolor i struktura jej kwiatów – lekka, pastelowa, pudrowa, zwiewna, puszysta, jasna. Naprawdę świetna i wystarczająco skuteczna w małych dawkach, 2 – 3 buchy. Testowane chyba w małym joincie – ok. 6 buchów. I to wszystko. Więcej się nie chce, nie potrzeba, nie można – nie wiem jak to określić. Na pierwszy test - śmiało 1 buch. Dzięki puchatej, liściastej strukturze spala się szybko, tworząc obfite chmurzysko, które potrafi ściągnąć na nasz świński kaszel uwagę nadto troskliwych sąsiadów.

Potwierdzam większość opisów ze strony leafly.com – tak słów na plus, jak i na minus. Jest jakby antydepresyjnie (cokolwiek to oznacza), rozpędzająco myśli.

Ocena punktowa:

(Jak ostatnio - krótkie przypomnienie / wyjaśnienie oceny punktowej: Przy „Smaku” uwzględniam głównie łatwość przyswajania (chociaż Cindy wprowadziła nowe oblicze „spożycia”). Przy „Zapachu” aromat rozkruszonego suszu. „Moc” ma dwie skale – ogólną i Ponurą, wzajemnie niezależne. PSM powstała nagle i znikąd, jako rodzaj wewnętrznego wrażenia z obcowania z odmianą. Ostatnio pisałem, że nie wiem do końca co może oznaczać, ale zaczynam przypuszczać, że to może być moc oddziaływania na … ciało?! Czyli w przybliżeniu moc efektu „stoned”. Albo jakiś taki „ciężar” odmiany. (W ogóle wprowadzenie takiego podziału – moc „high” i moc „stoned” – wydaje się być uzasadnione)(Popracujemy nad tym). „Działanie” to ogólny stopień przypasowania efektów działania, z uwzględnieniem także wszystkich nieuchronnych dla suszu konopnego właściwości. „Ogólna ocena” to średnia ważona z wszystkich ocen, przy uwzględnieniu wag: S – 0,5, Z – 0,75, M – 1,0, D – 1,25 tak, aby wyeksponować najbardziej istotne cechy współżycia z odmianą.

Smak: 9,25 / 10
Zapach: 9,75 / 10
Moc: 9,5 / 10 (Ponura Skala Mocy – 18 / 25)
Działanie: 9,25 / 10

Ogólna ocena: 9,46

Cindy 99 to nie jest chyba odmiana, której można wystawić jakąś ocenę czy próbować szufladkować. To nie jest do podobania się czy też nie – to jest klasyk.
I tutaj wypadałoby pozostawić kilka linijek wolnego tekstu, tak aby było miejsce na pokłon, jaki jej biję..
(pokłon)​
Myślałem nad pojedynczym słowem podsumowującym i padło na: oszałamiająca.
Tak jak w zachwyt i oszołomienie wprowadziło mnie jej zdjęcie, tak zachwytem i oszołomieniem, choć przefiltrowanym przez ponure, wszech-zło-widzące usposobienie, można nazwać zbiór emocji, jakimi pałam do tej konopnej cizi.

W słowie oszołomienie kryje się nutka ostrzeżenia, którą chciałbym też przemycić przed kontaktem z tą odmianą: oszałamiają nas zazwyczaj bardzo silne bodźce, skrajne emocje mieszają ze sobą śmiech i płacz, euforię i rozgoryczenie. Trzeba to mieć na uwadze, także przy rozmyślaniach dnia następnego. Nie polecam jej często, bo jest tak dobrze, że nie chce się z tego wychodzić. Zrodziła we mnie jakąś słabość.
Nie polecam też na pierwszy raz, bo można się … przestraszyć. Przesadzanie z ilością też odradzam, bo robi się momentami nieprzyjemnie. Taki zachwyt aż strach… Chyba lepiej krócej, delikatniej, a czysto – bez zakłóceń.
Przypominam o ponadnaturalnej pozytywności i wszechogarniającej empatii – Cindy popsuje Wam testosteronowe plany podbicia świata. No chyba, że miłością…

Fuuujjj…

Noty celowo i racjonalnie, choć nie wiem czy słusznie, zaniżone, bo wydaje mi się, że wiele jeszcze przede mną do odkrycia. Same dziesiątki można by wstawić, ale nie miałbym wtedy po co żyć.


Przebieg działania (dla wciągniętych, niezrażonych i niestrudzonych)


No to jedziemy.

Gratuluję dotarcia aż tu.
Działanie, w podziale na etapy, jakie udało mi się wyróżnić, a wszystko w mieszanej formie tekstowo – graficznej.

Interpretacja graficzna coraz śmielsza. Forma wykresów ewoluowała. Jej niezmienne części:
oś pozioma to prosta i uniwersalna oś czasu, w godzinnych jednostkach,
oś pionowa, dwukierunkowa (wyróżniłem kierunek sativa, rozumiany głównie jako pobudzenie cielesne bądź umysłowe, przypływ energii oraz kierunek indica, przez co rozumiem relaks ciała i uspokojenie umysłu. Jednostki brak, w sumie jest niepotrzebna. Poglądowo zamieściłem stopnie (jedna pozioma linia – jeden stopień) przybliżające wykres do oceny punktowej, ale to nie ma być żaden odpowiednik. Parametr nazwałem w skrócie jako DIST – co dobrze odpowiada dwóm rozwinięciom: DISTANCE i DISTORTION. Odległość i zaburzenie.


Ja bystre oko wiernego fana zauważy zmieniłem nieco konwencję. Uruchomiłem obopólną aktywność obu składowych kierunku działania – sativa i indica. W ten sposób mogę lepiej zobrazować różne momenty przejścia, wzrostu aktywności i wygasania tych składowych. Wykres Cream Caramel zaktualizuję w nowej wersji, która póki co pozostaje najbardziej mi odpowiadającą.
Oczywiście – będę wdzięczny za sugestie.

W czasie tych kilku pierwszych randek z Cindy utarł mi się schemat działania, który próbuję przybliżyć następującym wykresem:



Preferuję fazę krótszą, ale czystszą. Czyli dawki mniejsze. Jak wspomniane powyżej – przesadzenie wystrzeli nas w kierunku jakiejś galaktyki, w której zadawane pytania mają takie zero – jedynkowe odpowiedzi: albo szczyt szczytów, albo dno den. Czois yz jors.

Nie jestem pewien czy ten wykres, te, ja wiem, ze 4 nieduże podejścia, wyczerpują temat, ale jestem pewien, że tyle byłem w stanie ogarnąć rozumem.

Etapy poprowadzę zgodnie z pewnym wyobrażeniem - skojarzeniem, które bardzo przekonująco się mi zarysowało w głowie, a następnie utrwaliło.

Wyobraźcie sobie, że mieszkacie na Ziemi (trudne?), z jakiegoś powodu, raczej błahego – np. praca, jakiś obowiązek. Po dłuższej nieobecności w domu rodzinnym czy ogólniej mówiąc – w miejscu dorastania – musicie podjąć podróż powrotną z wizytą, na spotkanie rodziny czy przyjaciół, czy odwiedzeniu starych kątów. Jest to wizyta długo oczekiwana, miła, jesteście podekscytowani, trochę wyrwani ze schematu dnia codziennego mieszanką wspomnień i oczekiwań. Emocjonalnie kojarzy mi się to z powrotem za dziecka do domu po wakacyjnej deportacji wiejskiej. Ta magia odkrycia czegoś tak dobrze znanego, po tym, jak się oddaliło na kilka tygodni. Komuś to coś tego?
I nic nie byłoby w tym wszystkim dziwnego, gdyby nie to, że ten dom znajduje się na już od dawna skolonizowanym Marsie, a dostać się tam można rakietową podróżą kosmiczną.
I właśnie spacerujecie płytą lotniska – kosmodromu.
I tak, mniej więcej, się zaczyna dla mnie działanie Cindy 99 tuż po wypuszczeniu z płuc pierwszej porcji dymu.

Etap I: wejście chyba szybsze niż natychmiastowe – za pierwszym razem nawet się nie zorientowałem, że kiedykolwiek mogłem być w innym stanie, co wywołało elegancki wybuch wesołości. Zachłyśnięcie się euforią może być nieuchronne. Przebłyskuje myśl: chyba zażyłem substancję narkotyczną, która to myśl w okamgnieniu pryska w niepamięć.
Idąc tropem mojej historyjki. Idę sobie. Gdzieś po zielonkawo – seledynowych przeszklonych korytarzach budynku lotniska. Kątem oka zauważam akt pompowania wielkiego balonu, jak takie meteorologiczne, srebrne, z helem. Balon powoli powstaje, jest taki wymiędlony jeszcze i niekształtny, ale obwieszcza jakieś nadchodzące spektakularne, kolosalne wydarzenie. Może podróż jakiegoś śmiałka balonem na wyprawę w inny wymiar? Z tej pobudzającej obserwacji budzi się pocieszna wesołość, zaduma, duma, rozmarzenie, spokój, zadowolenie. Czuję, że namacalnymi stają się wszystkie moje pozytywne oczekiwania co do tej podróży.
Pierwsze kilkanaście minut to przedstawione na wykresie, bardzo szybkie pęcznienie tempa myśli, odczuwania bodźców.

Ten akapit opisuje zdarzenia, które koleją rzeczy zaczynają się w etapie I, a trwają, z nasileniem, aż po etap szczytowy – nr IV. Zanika poczucie czasu, który zdaje się tak przyspieszać, że aż staje w miejscu. To takie poczucie, jakby można się było obrócić w czasie. Istnieje tylko teraźniejszość. Umysł rozszerza się skupiając się do rozmiaru niematerialnego punktu. Wiem, że to nie robi sensu… Fizycznie potęguję to coraz większe otwarcie powiek. Coraz szerzej otwarte oczy zaczynają nieco szczypać.

A póki co, napływ emocji powoduje zamyślenie, z którego wybudzam się – pierwsze wypłaszczenie na wykresie. To tak, jakby stewardessa ciepłym głosem poprosiła o kartę pokładową.
Przypominam sobie gdzie jestem i po co. Zajmuję miejsce w pojeździe rakietowym – pojazd dowolny, miejsce przy oknie – np. z dzieciństwa utkwiony w pamięci obraz wahadłowca z rakietami. Biało – czarny wahadłowiec z wielkim, pomarańczowym rakieto kształtnym zbiornikiem na paliwo i parą mniejszych rakiet napędzających. Klasyk.
Nie dziwi mnie ani podróż, ani wahadłowiec. Dla ludzi tej epoki jest to całkowicie powszechne. Zapięty w pasy, na wygodnym siedzeniu, powracam do rozmyślań.
Całość etapu I rozgrywa się w głowie, a pod koniec, wraz z uczuciem komfortu, relaksu fizycznego, pojawia się początek działania kierunku indica. Jest to poczucie lekkości, zadowolenia, wchodzące na ciało począwszy od ramion w dół.

Komunikat o przygotowaniu do startu.

Etap II: Jest to niewątpliwe etap startu wycieczki – zapłon, wzbicie się w powietrze, narastająca prędkość, poczucie wysiłku („walki” z góry skazanej na bezbolesne powodzenie) związanego z oderwaniem się od powierzchni.
Zaczyna się takim falowaniem myśli, rozbieganiem, następnie poczuciem wzlatywania. Stabilizuje się i jednostajnie przyspiesza.
Oczy otwierają się szerzej, gorąco spływa z ramion do klatki piersiowej. Fizyczne pobudzenie przekładać się może na mimowolne poruszanie, kiwanie, trochę nerwowe, stopą.
Najdziwniejszy etap. Myśli poruszają się po fragmencie drgającego wykresu, tak jakby krzywej harmonicznej, jeśli dobrze to nazywam, nawet o większej gęstości wahań niż to narysowane. Wahania mogą wynikać trochę z tego, że .. głowa zaczyna się bardzo lekko kołysać. Skoki oderwania od rzeczywistości mieszają się z próbami uspokojenia, rzeczowej analizy. Pamięć zachowuje się nietypowo – sięga do wydarzeń, emocji z przed lat, wstawia je w przewidywaną przyszłość, potem zabiera, aby znowu przywołać. Przyznam, że może to być lekko niepokojące.

Rozmawiamy niby o starcie rakiety kosmicznej, ale przeciążeń żadnych to wrażenie nie generuje. Dopiero pod koniec tego etapu na ciało wchodzi trochę rozleniwienia. Tak się trochę człowiek nie chce ruszać przez zarozumiałość w wersji dziecięcej: nie będę się ruszał i już! Ale może to tylko ja…
Inne wrażenia cielesne to mrowienie w udach, spowolnienie ruchów.
Końcowi tego etapu przyświecać może zwykła, prosta myśl: ależ mam dziś świetny dzień!

Etap III: Uspokojenie myśli może być związane z obserwacją zza okna – na dalszym planie dobrze znana i wciąż ładnie wyglądająca z kosmosu Ziemia, wokół przestrzeń. Początek to chwila błogiej zadumy. Wahadłowiec porusza się już samodzielnie, płynie w czarnej nieważkości.

Komunikat o końcowej fazie podróży. Jej cel przybliża się, co wprowadza kolejny zastrzyk ekscytacji. Myśli wyraźnie szybują wysoko. Narasta wrażenie pędu, przyspieszania związanego z nadchodzącym opadaniem pojazdu, przygotowującym się do lądowania w wyczekanym miejscu przeznaczenia. Przestaje być, jedynie czuję. Muzyka, jeśli obecna, pozwala odbierać emocje w formie rytmu, staje się otulającym wszystko tłem.


Lądowiskiem jest przepastne pole biało - seledynowego, kłębiastego puchu.


Etap IV: Zdecydowany szczyt odmiany. Przypomina wejście, a właściwie znalezienie się, na bardzo rozległym, ale płaskim czubku góry (stąd skojarzenie ze wspomnianym Kilimandżaro). Szczyt długi i szeroki jak wzrokiem sięgnąć, cały do własnej dyspozycji, w pełnym słońcu. Puch pod stopami, seledynowe niebo, białe światło.

Cel podróży, jakkolwiek zdefiniowany wcześniej, osiągnięty.
Mnóstwo wrażeń, z których każde odbierane jest jako zupełnie najwłaściwsze. Zachwycanie się prostymi rzeczami. Zrozumienie dla świata. Koktajl myśli. Ciężko zająć się pojedynczą czynnością, ma się ochotę, odkrywać, chłonąć dobre emocje, latać… Ciężko też się odwołać do wspomnień, nawet tych najświeższych. Pamięć jest losowa i wybiórcza – czasem z 5 - 6 wyrazów wstecz to maks…
Najogólniej - taka do bólu prosta fascynacja myślą, życiem, własnym istnieniem. Zabawa – życiem, dniem, czasem, sobą.
Abstrakcja.

Nie można (nie mogę?) wyróżnić punktowego szczytu – wszystkie te emocje mieszają się i trwają, nawet kilkadziesiąt minut.
Pod koniec pojawiać się mogą ostrzejsze pomysły: sativowe psychodeliczne niepokoje, „urojenia”; czasem lekkie drżenie punktowe mięśni. Zdarza się drganie w klatce piersiowej, w okolicy serca.

W tym zapętleniu, zamieszaniu koniec pojawia się bez specjalnych ostrzeżeń – stąd te przerywane linie.
Otrzeźwienie przynosi krótkie, komiksowe podsumowanie – wow…

Etap V: Zejście. Bardzo łagodne. Myśli są wciąż nieco zagubione. Dostrzegamy narosłe w tzw. międzyczasie indicowe rozluźnienie ciała, co staje się głównym wrażeniem. Wraca zdolność koncentracji, polepsza się komunikatywność, ale w głowie kłębią się bezimienne, pozytywne wspomnienia.
Testy były wyłącznie wieczorowe – zapewne inne pory dnia przyniosłyby lżejsze zakończenia, ale wieczorem koniec chętnie spędziłoby się na drewnianej werandzie, pod rozgwieżdżonym niebem ciepłej, letniej nocy, na bujanym fotelu. I tak dalej.
Zasnąć nie jest łatwo, głowa wciąż trochę biega. Kontempluje.
O tak - ciało sobie wygodnie siedzi, reszta kontempluje. Często nostalgicznie.

Słowo zamykające:

Zamyśliłem się nieco przy podsumowaniu.
To wszystko może się wydawać dużej części osób śmieszne i przekoloryzowane. Inna część może zachłysnąć się opisywanym potencjałem, a następnie sowicie rozczarować próbując.
Dla mnie to przypływ fali możliwości wyobraźni, wzrost wrażliwości bodźców do takiej skali, na jaką pozwala nam aktualny na dany czas nastrój, humor, okoliczności. Przyzwolenie wewnętrzne. Autentyczności wydarzeniom, pomysłom dodaje poczucie, że żaden z nich nie pochodzi spoza mnie. Tylko rodzą się pytania o rozwarstwienie / spójność tych dwóch wersji samego siebie. Jedność – nuda, rozdwojenie – schizofreniczny lęk.
Nie wiem. Nie nadaję się do tego wszystkiego.

Wpadłem też na pomysł zobrazowania działania takiej mocno sativowej odmiany zmodyfikowanym zdjęciem jej suszu. Na zdjęcie, które już dziś tu wystąpiło, nałożyłem prosty efekt „Zooom”.



Powstałe dzieło jest: a) lekko psychodeliczne b) zaburzające właściwe postrzeganie treści c) dalekie od rzeczywistości d) potencjalnie nieskończenie intrygujące e) przy dłuższym patrzeniu męczy
Coś w tym stylu…

Aaa, chcąc złagodzić nieco kosmiczność przeżyć podam takie drugie, łatwiej przyswajalne skojarzenie przebiegu działania randki z Cindy: imprezowe spotkanie w zjawiskowym miejscu i lubianym gronie.
Przykładowo, to jak, w telegraficznym skrócie, przybycie do klasowego hotelu, pobudzenie wywołane imponującym otoczeniem, lekkie zakłopotanie przepychem, przesycona podekscytowaniem podróż szklaną windą na taras na najwyższym piętrze, gdzie trwa świetlista impreza wśród grona bardzo dobrze znanych, lubianych, ale dłuższą chwilę niewidzianych osób. W nocy, nad wielkim, rozświetlonym miastem.

Tak było, Wysoki Sądzie.

Muszę się przyznać, że napisanie raportu dymnego trochę „zamyka” odmianę, co rodzi nieco smutnych myśli, ale jest dużą ulgą, że będę mógł teraz po prostu chłonąć jej działanie, bez potrzeby / możliwości upiększania, wzbogacania mojej publicznej opinii na jej temat.
Dalsze testy poprzedniej bohaterki – Cream Caramel, z nowego rzutu – potwierdzają, że zawsze jakiś soczysty, nowy, miły kąsek się trafi, czego sobie i Wam życzę.

Czy usłyszę Amen?

X.

P.S. W trzeciej odsłonie tematu przymierzam się do odmiany nikomu nieznanej, bo wyhodowanej przeze mnie z pestki NN, której ślad genetyczny został utrwalony, którym się podzieliłem w OSie i który będę mozolnie odtwarzał, bo warto. Także spróbuję przedstawić moje, być może zupełnie niewłaściwe, rozumienie słowa HAZE, na przykładzie suszu z wspomnianej niewiasty.
 
Ostatnia edycja:

PadreBoB

Well-known member
Rejestracja
Paź 5, 2012
Postów
165
Buchów
0
za***isty report, przeczytałem od A do Z i naprawde powiem ci ze ty to nnie jesteś palacz Mj ty ponury Żniwiarzu jesteś Artystą.
 

PonuryŻniwiarz

Well-known member
Weteran
Rejestracja
Kwi 16, 2012
Postów
3,147
Buchów
9
za***isty report, przeczytałem od A do Z i naprawde powiem ci ze ty to nnie jesteś palacz Mj ty ponury Żniwiarzu jesteś Artystą.

No i masz - się wzruszyłem...

Pozwolisz, że będę Cię cytował na ewentualnej rozprawie...

Dzięki - bardzo zacne określenie spod palców Twoich. Tym bardziej, że odnoszące się do pierdoły ciężkiego kalibru, jakim niestety jestem. Jak nie śpię.

W ogóle się wzruszyłem - kadzą dymem mi, kmieciowi, same forumowe najwytrwalsze Asy.
Może to jest dobra okazja na powinszowanie wytrwałości na stanowisku?

Dzięki!

Pax.

X.
 
Ostatnia edycja:

Magik14

Well-known member
Rejestracja
Cze 23, 2012
Postów
48
Buchów
0
Widzę "Ponury raport..." i już wiem, że muszę go przeczytać. Panie i Panowie czapki z głów. Uczcie się podejścia do tematyki MJ od Ponurego, takich sr powinno być więcej! Dzięki! Jak będę miał buchy to wrócę tu i Ci go dam! :spalony:
 

wuj93

Well-known member
Rejestracja
Sty 29, 2012
Postów
171
Buchów
0
To mi narobiłeś smaka ;D
Takie SM są naprawdę dużo ciekawsze od tych co napiszą 2 zdania i koniec.
 

mjpassion

Well-known member
Rejestracja
Lip 29, 2011
Postów
668
Buchów
0
Big Respect dla Twojej wyobrazni!
Dziekuje za poczytna poranna lekture, good job :)
 
S

Sławuś z council estate.

Guest
Pogratulować! Doprawdy epicki (we właściwym tego słowa znaczeniu) Smoke Report. Odmiana została poddana wyczerpującej analizie. Chyba już nic więcej nie można o niej powiedzieć. Jako grower dodam że jedynymi jej wadami są wrażliwość (np na opryski, przelanie i nadmiar nawozów) oraz niezbyt wysoki plon. Topy ma zaiste śliczne, duże ale puchate i lekkie. Za to jest dobra dla dilerów. Ogromny bag appeal.
 
Ostatnia edycja:
D

delete

Guest
No i masz - się wzruszyłem...

Pozwolisz, że będę Cię cytował na ewentualnej rozprawie...

Dzięki - bardzo zacne określenie spod palców Twoich. Tym bardziej, że odnoszące się do pierdoły ciężkiego kalibru, jakim niestety jestem. Jak nie śpię.

W ogóle się wzruszyłem - kadzą dymem mi, kmieciowi, same forumowe najwytrwalsze Asy.
Może to jest dobra okazja na powinszowanie wytrwałości na stanowisku?

Dzięki!

Pax.

X.



artystów w polsce nie cenią a pozadek musi być ! wiec do pierdla wszyscy wy zbrodniczy marihuaniści !!! :spalony:
 

LosMenelos

Niedzielny palacz
Weteran
Rejestracja
Paź 26, 2012
Postów
1,616
Buchów
4
Ponury kocham czytać Twoje wypowiedzi na forum a ten SR po prostu mistrzostwo... Ogromny szacunek za to że potrafisz ubrać w słowa ten cudowny stan i tak dobrze oddać wszystkie walory reportowanej odmiany:)
Sam jestem miłośnikiem Cindy i ogólnie sativ i czytając Cie czułem jakbyś opisywał moje przeżycia po jej zapaleniu..
Czekam na kolejne SR
 

szuwar80

Well-known member
Rejestracja
Lis 14, 2008
Postów
332
Buchów
0
Takie Sr powinni umieszczać breederzy na swoich stronach(oczywiście tłumaczone na kilka języków).Zaje...robota Ponury:yeahh:
 

bigPun

Well-known member
Rejestracja
Sty 13, 2013
Postów
79
Buchów
0
Buch leci kozak SR ;) Za***ista robota, jakby wszystkie SR'y takie były to świetnie. Wspaniała robota, nakład pracy widać jest włożony w raporcik, a nie za***ka mordy, coś zapamiętałem, mam zdjęcie topka coś dopisze i leci temacik o palonku. ;)
 

Koszatnik

Well-known member
Weteran
Rejestracja
Maj 22, 2008
Postów
2,144
Buchów
20
uhu hu narobiłeś mi smaka :D
na testing pozostało mi jeszcze trochę poczekać gdyż moja Celina jest w 2 tyg flo.

za***isty SR :)

pozdrawiam!
 

PonuryŻniwiarz

Well-known member
Weteran
Rejestracja
Kwi 16, 2012
Postów
3,147
Buchów
9
Cześć,

naprawdę szczerze dziękuję za wpisy i lekturę. I buchy - zwłaszcza, że nie wstawiłem niczyjego nagiego zdjęcia...
Odwdzięczać się każdemu z osobna nie dam rady, za to powrócę z podobnymi wpisami, jak okoliczności pozwolą, a także jak z własnych upraw wyjdzie cokolwiek. W domowym piekarniku dwie "szaforośle" ( all rights reserved by hitchhiker!) - Amnesia Haze i Super Lemon Haze. W dalszych planach "ciężej" - White Widow i Northern Lights i trochę "klasyków" outdoorowych. Ale to za parę miesięcy.
Nie przeszkadza mi, że to wszystko oklepane odmiany - dużo osób je zna, ja chcę je poznać, więc będzie łatwiej nawiązać z Wami łączność.

A póki co - łączność nawiązana:

Pogratulować! Doprawdy epicki (we właściwym tego słowa znaczeniu) Smoke Report. Odmiana została poddana wyczerpującej analizie. Chyba już nic więcej nie można o niej powiedzieć. Jako grower dodam że jedynymi jej wadami są wrażliwość (np na opryski, przelanie i nadmiar nawozów) oraz niezbyt wysoki plon. Topy ma zaiste śliczne, duże ale puchate i lekkie. Za to jest dobra dla dilerów. Ogromny bag appeal.

Dzięki! Śledziłem Twoje "równoległe" poczynania z jednolitrową Cindy, bijące na głowę moje kalectwo.
Uprawowych uwag nie zamieszczam, bo każde moje podejście to faul, ale jest tak jak mówisz - Cindy to "francuski piesek".

Jestem dilerską dziewicą - nie miałem z żadnym przyjemności współpracy (chociaż ciąłem namiętnie w MaxDila - ktoś pamięta?), także zdanie o tym procederze mam niewyrobione. Jedno jest pewne - jakby jakiś miał dostawę Cindy to byłby to szybki, łatwy i lukratywny dil.

Można by coś jeszcze dodać - zapomniałem rozwinąć wątek sativowego gastro, które w przypadku Cindy nie jest nachalne, ale z okazji wczesnego wyjścia ze szczytu wcześnie się pojawia. I bywa przez to ciężkie do przegapienia.

Dużą wagę przywiązuję do opinii osób, które testowały odmianę. Także dziękuję Tobie i koledze LosMenelos:

Sam jestem miłośnikiem Cindy i ogólnie sativ i czytając Cie czułem jakbyś opisywał moje przeżycia po jej zapaleniu..

za potwierdzenie względnej spójności wrażeń. To czyni moje schorzenia psychiczne bardziej akceptowalnymi. Chociaż Was, w oczach innych, stawia po tej podejrzanej stronie barykady...

Trochę na początku nie wierzyłem, że te odmiany mają tak trwałe i wyraźne cechy, dość stały schemat przebiegu działania. Stąd zrodził się pomysł na próbę opisania tych powtarzających się wrażeń. To ważne, jeśli po spożyciu oczekujemy danych możliwości spędzenia czasu. Lub jeśli coś nam podejdzie i koniecznie chcemy do tego wrócić.
Przy okazji kilku rozmów z "użytkownikami" usłyszałem, że to "nieistotne, bo bardziej się liczy nastrój i towarzystwo". Widocznie się nie przejmują jak cała impreza milknie, bo ktoś przyniósł jakąś dojrzałą, betonową indicę.

Także znów - jak komuś taka pisanina, potwierdzona także przez inne osoby, coś pomoże w kwestii wyboru odmiany to git!

Takie Sr powinni umieszczać breederzy na swoich stronach(oczywiście tłumaczone na kilka języków).

Ajj... Przetłumaczę i wyślę do FemaleSeeds. Spodziewajmy się ... braku reakcji.

na testing pozostało mi jeszcze trochę poczekać gdyż moja Celina jest w 2 tyg flo.

To jest bardzo łatwe czekanie przy jej aromacie, jeśli się ma strefy erogenne w nosie...
Wytrwałości! Będzie nagroda.

Jeszcze jedna sprawa:

Chciałbym trochę odwrócić uwagę od oceny punktowej, nawet nie wiem, czy nie będzie to element do wyrzucenia całkowicie.
Widzę, że to zawsze zostaje poddane dyskusji i dużo osób kwestionuje takie wyceny - głównie i oczywiście moc.
O mocy mam pojęcie słabe - testowałem koło 7 odmian dopiero. Na początku Cindy otrzymała 9 - najmocniejsze z czym miałem do czynienia w przełożeniu ilość / rozmiar spustoszenia. Podwyższyłem na 9,5, bo chyba na tyle zasługuje 2 - 3 machowa odmiana.
W każdym razie - punkty są tylko poglądowe, a oceny pewnie zawsze będą wysokie. Jak są niskie, to ... nie ma o czym pisać...

Do przeczytania za jakiś miesiąc albo coś w te pędy. Przybędę z trudnym zadaniem przedstawienia oceny odmiany, której (prawie) nikt nie zna, a którą każdy poznać powinien.

Tymczasem

X.
 
Ostatnia edycja:



Z kodem HASZYSZ dostajesz 20% zniżki w sklepie Growbox.pl na wszystko!

nasiona marihuany
Góra Dół