nasiona marihuany

Zdrowie na własne życzenie.

Wyszukiwarka Forumowa:
K

Kwasimir

Guest
Jedynym lekarstwem na wszelkie choroby jest zdrowie

Hipokratejski prozdrowotny nurt Biosłone, którego integralną częścią jest Niemedyczne Forum Zdrowia, nie zajmuje się medycznym postrzeganiem zdrowia - leczeniem objawów chorobowych, a więc wystawianiem e-recept. Wprost przeciwnie, przekazujemy wiedzę o tym, o czym żaden lekarz ci nie powie, nie przeczytasz w żadnej medycznej książce - o zdrowiu. Naszą ideą jest zdrowie co się zowie dzięki zrozumieniu praw natury, a więc nabycie naturalnej odporności na wpływ propagandy medycznej i reklam, co jest jednoznaczne z nabyciem odporności na choroby poprzez odchorowanie mających charakter prozdrowotny chorób infekcyjnych, a także wyeliminowanie przyczyny wszystkich chorób, którą już dwa i pół tysiąca lat temu opisał Hipokrates:

Choroby są procesem pozbywania się toksyn z organizmu. Objawy są naturalną ochroną organizmu. Nazywamy je chorobami, lecz w rzeczywistości leczą one choroby. Wszystkie choroby mają jedną przyczynę, choć objawiają się w różny sposób, w zależności od miejsca, w którym występują.

Wiedza ta, skrzętnie skrywana przed społeczeństwem przeszło dwa tysiące lat, pozwala uzyskać oczekiwane efekty zdrowotne nie w wyniku działań medycznych, lecz wskutek wypierania z organizmu chorób dzięki działaniom prozdrowotnym, takim jak: Mikstura oczyszczająca, Zasady zdrowego odżywiania, Koktajl błonnikowy, a w uzasadnionych przypadkach także Dieta prozdrowotna.
źródło: www.bioslone.pl

Podręcznik na stronie głównej pełen wartościowych informacji http://portal.bioslone.pl/

Książki Józefa Słoneckiego, które bardzo polecam! http://www.bioslone.pl/ksiazki

Niemedyczne forum zdrowia http://www.bioslone.pl/forum/index.php

Radio http://www.radiobioslone.pl/



Według mnie idea Bioslone jest równie warta uświadomienia społeczeństwa co medyczne i przemysłowe wykorzystanie marihuany.

Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.
 
Ostatnia edycja:
K

Kwasimir

Guest
Cel profilaktyki zdrowotnej
Profilaktyka zdrowotna to przede wszystkim zapobieganie chorobom. Czy to takie ważne? Czy warto się starać, by nie chorować, skoro medycyna dysponuje niebywałym arsenałem środków do walki z chorobą, gdy tylko pojawią się jej objawy? Dysponuje też niebywałym sprzętem technicznym pozwalającym na wykrycie choroby, zanim da o sobie znać objawami chorobowymi. Czy nie lepiej po prostu żyć i nie przejmować się chorobami? Wszak, jak donoszą środki masowego przekazu, są one już opanowane albo, jak donoszą te same media, naukowcy wciąż pracują nad coraz nowocześniejszymi lekami, a nawet genami, i opanowanie wszystkich chorób przez medycynę wydaje się być faktem dokonanym... w najbliższej przyszłości.

Załóżmy że tak jest (oczywiście abstrakcyjnie), że medycynie uda się opanować wszystkie choroby, co do jednej. Czy wówczas nasze wcześniejsze starania o własne zdrowie okażą się tylko stratą czasu; daremnym wysiłkiem?

Otóż należy sobie zdać sprawę, że każda choroba wiąże się z awaryjną wymianą uszkodzonych komórek na nowe. Jeśli przyjmiemy za pewnik teorię, że komórki organizmu ludzkiego mogą regenerować się około 50 razy, a potem ostatnie ogniwa łańcucha DNA niejako odpadają i występuje proces degeneracji poszczególnych organów zwany demencją starczą, to w tej sytuacji każda choroba, także wyleczona, skraca nam życie - w sensie aktywności fizycznej i psychicznej; życie pełną gębą; co się zowie, nie zaś stałe uzależnienie od leków i usług medycznych w celu podtrzymania wegetacji. I o to idzie sprawa - o dożycie późnych lat starości w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. A trzeba wiedzieć, że według wszelkiego prawdopodobieństwa człowiek mógłby dożyć bardzo długo 120, 150 lat, gdyby nie to, że wraz z wiekiem jego organizm coraz bardziej przypomina dawno nie opróżniany śmietnik, pełen toksyn, które, jak wiadomo, są przyczyną wszystkich chorób.

Idea ruchu Biosłone
Ideą ruchu Biosłone jest propagowanie wiedzy o zdrowiu, które jest alternatywą dla chorób. Dbając o zdrowie – unikamy chorób, walcząc z chorobami – popadamy w jeszcze głębsze.

Przyczyną chorób jest toksemia. By zapobiec chorobom, organizm stara się usunąć chorobotwórcze toksyny przy pomocy zarazków i pasożytów. Proces samooczyszczania się organizmu wywołuje objawy, które niesłusznie nazywamy chorobami, bowiem w rzeczywistości zapobiegają one chorobom - leczą je. Wniosek stąd, że choroby infekcyjne i pasożytnicze należy po prostu odchorować – by wyszły nam na zdrowie!

Jeśli bezrozumnie zwalczamy wszelkie przejawy samooczyszczania się organizmu poprzez walkę z uczestnikami tego procesu – zarazkami i pasożytami – na własne życzenie wywołujemy wzrost toksemii, a to z nieubłaganą konsekwencją prowadzi do uszkodzenia ważnych organów, czego odwrócić się już nie da. I to jest choroba!

Ergo: sami decydujemy o tym, czy mamy zdrowie na własne życzenie, czy też choroby.

Idea mikstury oczyszczającej
Prezentację mikstury oczyszczającej należy rozpocząć od stwierdzenia, że nie jest ona lekiem, ponieważ jej zadaniem nie jest leczenie czyli usuwanie objawów chorobowych, lecz – wprost przeciwnie – nasilenie, a nierzadko także sprowokowanie mających charakter prozdrowotny objawów chorobowych.

W obecnych czasach coraz częściej występują choroby przewlekłe, które niekoniecznie objawiają się lub dają zdiagnozować. Takie choroby są niczym bomby z opóźnionym zapłonem, z istnienia których nikt nie zdaje sobie sprawy, dopóki nie eksplodują. Spośród licznych chorób przebiegających bezobjawowo najgroźniejsze są wewnętrzne stany zapalne, ponieważ mogą one niejako potajemnie uszkodzić któryś z ważnych organów wewnętrznych, a nierzadko przyczynić się do zainicjowania nowotworu zdolnego przeistoczyć się w zagrażającego życiu złośliwego raka.

Przeciwieństwem chorób przewlekłych są choroby o przebiegu ostrym, które charakteryzują się wystąpieniem stanu przełomowego, zwanego przesileniem lub kryzysem chorobowym. Terminem tym określa się moment wystąpienia najgwałtowniejszych objawów chorobowych (gorączki, bólu, obrzęku) od którego rozpoczyna się proces ustępowania choroby. Innymi słowy: przesilenie chorobowe jest punktem zwrotnym przebiegu choroby – pogorszeniem na drodze ku lepszemu.

Choroby przewlekłe, zwane chronicznymi, świadczą o tym, że w żadnym etapie ich przebiegu nie wystąpiło przesilenie chorobowe. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwie – blokowanie objawów chorobowych lekami lub innymi metodami medycznymi oraz osłabienie ogólnej kondycji organizmu. W drugim przypadku, czyli słabej kondycji organizmu, mamy do czynienia z paradoksem, gdyż jedynie silny organizm, a więc dysponujący sprawnym systemem odpornościowym, może sobie pozwolić na przesilenie chorobowe, natomiast organizm słaby przyjmuje postawę zachowawczą, czyli oczekuje na dogodną sposobność, by dzięki wystąpieniu kryzysu chorobowego usunąć przewlekłe wewnętrzne stany zapalne.

Toksemia

Jest wiele przyczyn spadku ogólnej kondycji organizmu, ale najczęściej jest nią toksemia. Jest to stan patologiczny, w którym ilość toksyn przeznaczonych do wydalenia przekracza możliwości układów wydalniczych. Nie trzeba chyba uzasadniać, że sytuacja, gdy poziom zatrucia organizmu wciąż wzrasta, determinuje spadek jego kondycji, w tym także kondycji systemu odpornościowego.

Na wystąpienie toksemii wpływają dwa rodzaje toksyn: endogenne oraz egzogenne. Toksyny endogenne to głównie produkty przemiany materii, czyli odpady powstające w naturalnym procesie przemiany materii na energie albo materię. Są to toksyny przewidziane przez naturę, toteż wszystkie organizmy, nie wyłączając jednokomórkowych, posiadają odpowiednie organy pozwalające wydalić je do środowiska zewnętrznego. Niemniej jednak są to toksyny, czyli substancje angażujące układy wydalnicze.

Egzotoksyny są to substancje pochodzące z środowiska zewnętrznego, a więc niejako nadprogramowe, które w ogóle nie powinny znaleźć się w organizmie. Szczególnie toksyczne są niestrawione kwasy nukleinowe, białka oraz lektyny, czyli antygeny pochodzące z przewodu pokarmowego. Nie chodzi bynajmniej o wchłanianie, ponieważ przez prawidłowo funkcjonujący nabłonek jelitowy nie przenikają żadne niestrawione cząstki pokarmu. Drogą wnikania do organizmu niestrawionego pokarmu są wyrwy w ciągłości nabłonka jelitowego, zwane nadżerkami.

Nadżerka to niewielki, mikroskopijnej wielkości ubytek, najczęściej pojedynczej komórki tkanki nabłonkowej, więc nie może przepuścić do organizmu większej ilości toksyn, toteż tylko w dużej liczbie nadżerki mogą stanowić poważniejszy problem. Główną przyczyną uszkadzania komórek nabłonka jelitowego jest zmora naszych czasów, tj. niewystępujące w naturze sztuczne substancje chemiczne. W naszej żywności występują one coraz częściej, nie może zatem dziwić, że nabłonek jelitowy współczesnego człowieka coraz częściej przypomina przysłowiowe sito przepuszczające do organizmu substancje, które w normalnych warunkach powinny jako stolec zostać wydalone do środowiska zewnętrznego.

Rola mikstury oczyszczającej

Rola mikstury oczyszczającej jest dwojaka – prewencyjna i profilaktyczna. Prewencyjne działanie mikstury oczyszczającej ma miejsce w początkach jej stosowania i polega na oczyszczeniu przewodu pokarmowego z nadżerek, patologicznego śluzu, kamieni kałowych, a także kamieni zalegających w przewodach wątrobowych i trzustkowych. Zabiegi te dają jednocześnie dwa efekty: zahamowanie wnikania z przewodu pokarmowego do organizmu toksyn oraz poprawę wchłaniania substancji odżywczych – głównie witamin i minerałów – zakładając, że pożywienie zawiera wszystkie te substancje, a więc jest zgodne z zasadami zdrowego odżywiania.

I tutaj dochodzi do sytuacji paradoksalnej, bowiem organizm oczyszczony z nadmiaru toksyn i zaopatrzony w dostateczną ilość witamin i substancji mineralnych zaczyna... chorować. I o to właśnie nam chodziło, by usprawnić system odpornościowy. A co robi sprawny system odpornościowy? Likwiduje patologie. Czasami robi to sam, czasami powierza tę rolę zarazkom, zwanym chorobotwórczymi, ale za każdym razem ewidentnym przejawem prawidłowego funkcjonowania systemu odpornościowego są objawy chorobowe. Dlatego nie warto sobie zadawać pytania: czy to są objawy oczyszczania, czy grypa albo inna choroba infekcyjna, bo i jedno i drugie to nic innego, jak objawy oczyszczania, przekładające się na poprawę ogólnej kondycji organizmu, dzięki czemu decyduje się on na zmierzające ku zdrowiu przesilenie chorobowe.

O tym trzeba pamiętać, by nie „leczyć” procesu zdrowienia, leki bowiem mają tę właściwość, że są toksynami wchłanianymi przez nabłonek jelitowy, a zatem nawet bez nadżerek wywołują toksemię i w efekcie spadek ogólnej kondycji organizmu. W rezultacie zatrucia lekami ustępują gwałtowne objawy chorobowe, a choroba przechodzi w stan bezobjawowy – przewlekły. Jaskrawym dowodem takiego stanu rzeczy jest podanie antybiotyków bakteriobójczych w przypadku choroby wirusowej, na przykład grypy. Antybiotyki, jak wiadomo, nie mają właściwości wirusobójczych, niemniej jednak ich podanie wpływa na ustąpienie objawów grypowych, dając złudne poczucie wyzdrowienia, przynajmniej na jakiś czas...

Wyzdrowieć – i co dalej?

Teraz narzuca się pytanie: co dalej? Czy gdy już wyzdrowiejemy, to możemy przestać stosować miksturę oczyszczającą i powrócić do poprzedniego postępowania, które przywiodło nas do choroby? Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że o zdrowie trzeba dbać na co dzień po to, by je mieć nie tylko na dziś, ale by starczyło na resztę życia. I tutaj mikstura oczyszczająca zaczyna pełnić swoją podstawową rolę – rolę profilaktyczną.

Drugie pytanie, które się w tym miejscu narzuca, brzmi: czy jest możliwa profilaktyka bez mikstury oczyszczającej? Na to pytanie najłatwiej jest odpowiedzieć innym pytaniem: czy jest możliwe zawrócenie postępu technologicznego i związanych z nim niekorzystnych zmian w środowisku? Niektórym się wydaje, że jeśli będą jeść jakąś hipotetycznie zdrową żywność – ekologiczną i niczym nieskażoną – to mogą obyć się bez mikstury oczyszczającej. Takie rozumowanie to czysta mrzonka. Obecność herbicydów wykrywa się już we krwi niedźwiedzi polarnych, to co można znaleźć w powietrzu, którym oddychają ludzie z krajów uprzemysłowionych? Jeśli do tego dodać wyziewy kominów fabrycznych i spaliny oraz inne zanieczyszczenia wydalane do atmosfery przez samoloty, które w postaci kwaśnych deszczy opadają na pola uprawne, to mamy jasność, że obecnie pojęcie zdrowej żywności jest pojęciem fikcyjnym.

Czym jest mikstura oczyszczająca

Wiemy już, że mikstura oczyszczająca nie jest lekiem, bowiem niczego nie leczy. Niemniej jednak odgrywa ona fundamentalną rolę w utrzymaniu organizmu w dobrej kondycji, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Bez mikstury oczyszczającej zdani jesteśmy na leki i usługi medyczne – badania, diagnozy, operacje, chemioterapie, radioterapie, hormonalne kuracje zastępcze, pompki insulinowe, przeszczepy organów i błędy lekarskie. Czym zatem jest mikstura oczyszczająca? Czy jest alternatywą dla medycyny? W pewnym sensie tak, ale nade wszystko mikstura oczyszczająca jest inteligentną odpowiedzią na niekorzystne zmiany w naszym środowisku, będące nieuchronnym następstwem postępu technologicznego.

Dlaczego niektórzy nie mogą wyzdrowieć
Aby na własne życzenie wziąć zdrowie swoje i rodziny we własne ręce, należy przestać być pacjentem, bowiem jedno z drugim po prostu wyklucza się. W takim razie należy zdać sobie sprawę, co różni pacjenta, czyli beztroskiego nabywcę leków i usług medycznych, od kogoś, kto postanowił nie oddawać zdrowia w obce ręce i chce ponosić za nie odpowiedzialność.

Charakterystyka pacjenta

Pacjenta łatwo poznać po tym, że przyczyny choroby zawsze upatruje w niedoborze jakichś substancji – witamin, minerałów, leków, ziół, ekstraktów, wyciągów, preparatów, enzymów, suplementów, czy innych dziwactw wymyślonych przez medycynę. Ze względu na tę charakterystyczną cechę, pacjent w obliczu choroby myśli tylko o jednym: – Jakie badania by tu zrobić, żeby dowiedzieć się co mi jest, i co by tu jeszcze wziąć, żeby jak najszybciej wyzdrowieć.

Proces wychodzenia z pacjentyzmu

By przestać myśleć kategoriami pacjenta należy sobie zdać sprawę, że przyczyną choroby nie jest niedobór jakiejkolwiek substancji. Nie jest trudne przyswojenie nowej wiedzy. Ta akurat jest łatwa do przyswojenia, bowiem oparta jest na występujących powszechnie fundamentalnych prawach natury. Największą trudność w procesie wychodzenia z pacjentyzmu sprawia wyzbycie się wielopokoleniowego wpływu farmaceutyczno-medycznej indoktrynacji. Trudno jest po prostu zapomnieć to, czego nam od najwcześniejszych lat życia nałożono do głów jako rzekomą prawdę o zdrowiu, a teraz ma się okazać, że karmiono nas złudą i kłamstwem tylko po to, byśmy powiększali zyski i tak już niezwykle dochodowego biznesu.

Pacjentyzm dotyczy także lekarzy, więc z podobnym problemem spotkał się Paracelsus, zwany ojcem medycyny nowoczesnej, i opisał go następująco: – Nie tyle poznać to, czego się nie wie, ile zapomnieć to, co się wie, lub w co się wierzy, że się wie.

Co to znaczy – wyzdrowieć

Aby móc wyzdrowieć, trzeba najpierw zachorować – to oczywiste. Wniosek stąd, że zaistniała jakaś przyczyna choroby, wyeliminowanie której jest podstawowym warunkiem wyzdrowienia – to także jest oczywiste. Ale czy niestosowanie mikstury oczyszczającej jest przyczyną chorób? Na pewno tak, ale nie jedyną.

Zadaniem mikstury oczyszczającej jest zniwelowanie obiektywnej przyczyny chorób, którą jest wzrost ilości negatywnych czynników jako skutek pojawienia się w środowisku niewystępujących w naturze sztucznych substancji chemicznych. Podstawowym warunkiem zdrowia jest homeostaza, a więc równowaga między ilością czynników szkodliwych a zdolnością ich usunięcia. Organizm, rzecz jasna, nie jest bezbronny i dysponuje odpowiednim systemem utrzymania homeostazy. Szkopuł w tym, że układy wydalnicze organizmu mają określoną wydolność. A co się dzieje, gdy wydolność ta zostanie przekroczona? W tej sytuacji organizm będzie zmuszony magazynować nadwyżkę niewydalonych czynników szkodliwych.

Patologiczny stan, w którym organizm staje się niejako śmietnikiem czynników szkodliwych, nazywa się toksemią, a więc jest przyczyną wszystkich chorób. W tej sytuacji choćbyśmy się odżywiali nie wiadomo jak zdrowo, prowadzili najzdrowszy z możliwych styl życia – na zdrowie nie mamy najmniejszych szans. Wniosek stąd, że mikstura oczyszczająca nie pełni roli leku, leczącego cokolwiek, lecz jest po prostu konieczną odpowiedzią na zaistniałą sytuację.

Niedobór z nadmiaru

Poza obiektywną przyczyną wszystkich chorób, jaką jest permanentny wzrost zatrucia środowiska, istnieje także przyczyna subiektywna, którą jest niedobór pewnych substancji wynikający z nadmiaru innych substancji. Typowym przykładem może być biały cukier, otrzymywany z buraków cukrowych. Wszyscy wiedzą, że dzieci jedzące duże ilości słodyczy cierpią na próchnicę, ale większość jest przekonana, iż to dlatego, że cukier uszkadza szkliwo zębów tworząc w nich dziury, w które wnikają bakterie wywołujące próchnicę.

Uszkadzanie szkliwa przez cukier, który jest węglowodanem, to medyczny mit. W rzeczywistości węglowodany nie mają właściwości destrukcyjnych wobec szkliwa zębów, bowiem wówczas ludzie jedzący owoce, warzywa i produkty skrobiowe byliby bezzębni.

W procesie metabolizmu, czyli przemiany materii, powstają substancje zwane produktami przemiany materii. Są to substancje toksyczne, więc należy je unieszkodliwić, a następnie wydalić.

Zobojętnienie aktywnych toksyn następuje w wyniku połączenia ich z substancjami zobojętniającymi, zwykle wapniem, magnezem oraz witaminą B9. Powstałe w ten sposób obojętne związki chemiczne trzeba jeszcze wydalić, do czego niezbędne są inne substancje, głównie witaminy C i E. W naturze wszystkie substancje odżywcze występują niejako w komplecie, czyli że dostarczając organizmowi substancje energetyczne, dostarczamy także substancje niezbędne do unieszkodliwienia i wydalenia produktów przemiany materii.

Inaczej rzecz ma się w przypadku produktów oczyszczonych z pewnych substancji występujących w produktach naturalnych. Producenci cukru szczycą się niebywałą czystością swego produktu, przewyższającą 99%. Z punktu widzenia producenta to sukces, ale ze zdrowotnego punktu widzenia oznacza to, że przeszło 99% substancji niezbędnych do unieszkodliwienia i wydalenia produktów przemiany materii, powstających w metabolizmie zjedzonego cukru, trzeba będzie skądś „pożyczyć”. Ale skąd, jeśli nigdzie nie ma ich w nadmiarze? Jedynym wyjściem jest zabranie ich z tkanek, wpływając tym samym na ich osłabienie.

Kości i zęby są tkankami zawierającymi największe ilości wapnia, więc z nich organizm pobiera ten pierwiastek, jeśli nie jest dostarczony wraz z pożywieniem, co ma miejsce w przypadku produktów oczyszczonych. Ubytku wapnia w kościach zauważyć nie można, za to próchnica zębów jest widocznym objawem tego procederu.

Pacjent niechybnie wyciągnie wniosek, że przyczyną próchnicy jest niedobór wapnia i będzie poszukiwać pigułki zawierającej dużo wapnia, ale uświadomiony wie, że przyczyna jest zupełnie inna, a mianowicie nadmiar substancji wymagających zużycie wapnia w celu unieszkodliwienia produktów przemiany materii.

W identyczny sposób nadmiar pewnych substancji wymusza niedobory innych. Może to mieć miejsce we wszystkich tkankach, a to oznacza, że w tkankach tych braknie substancji niezbędnych do budowy komórek. Ma to znaczenie nie tylko w okresie wzrostu, ale także w nieustającym procesie regeneracji, w którym organizm dąży do wymiany komórek zużytych, a więc niepełnowartościowych, na w pełni sprawne nowe komórki. Niedysponujący odpowiednimi rezerwami tkankowymi organizm nie może wytworzyć komórek pełnowartościowych, toteż coraz liczniej pojawiają się w nim buble, czyli nadające się do wymiany niepełnowartościowe komórki.

Przeznaczeniem komórki jest pełnienie funkcji tkanki, w skład której wchodzi. Jeśli tego nie potrafi, to taka komórka jest jedynie zawadą. Skoro nie można wymienić jej na lepszą, bo nie ma z czego, to w żywotnym interesie organizmu jest pozbycie się jej. Dlatego organizm niejako z musu rzuca je na żer „drapieżnikom” – wirusom, bakteriom, pasożytom, w konsekwencji czego występują typowe kłopoty zdrowotne – infekcje wirusowe, często z wysoką gorączką, nadkażenia bakteryjne z katarem i kaszlem, choroby pasożytnicze.

Spośród innych przykładów kłopotów zdrowotnych z powodu niedoboru wywołanego nadmiarem można wymienić:

niedobór magnezu w konsekwencji wypijania nadmiernej ilości kawy,
szkorbut u średniowiecznych marynarzy jako objaw niedoboru witaminy C wskutek picia stęchłej wody i spożywania nieświeżego pożywienia,
pelagra* spowodowana spożyciem nadmiernej ilości produktów mącznych.
* Pelagra to schorzenie wywołujące zmiany skórne (żywoczerwone, obrzękłe rumienie), zaburzenia trawienia, a także zaburzenia funkcjonowania mózgu (depresje, bóle głowy, a w skrajnych przypadkach nawet utratę pamięci). Pelagra była powszechna w średniowiecznej Europie wśród ludzi biednych, odżywiających się głównie produktami zbożowymi. Polska nazwa „rumień lombardzki” nawiązuje do Lombardii, gdzie zapadalność na pelagrę była największa. W początkach XX wieku pelagra pojawiła się w Stanach Zjednoczonych, wśród farmerów odżywiających się głównie kukurydzą. W roku 1915 lekarz i naukowiec, Joseph Goldberger, dowiódł, że pelagra nie jest chorobą zakaźną, jak wtenczas sądzono, lecz jest skutkiem nieprawidłowego odżywiania. Obecnie wiadomo, że przyczyną pelagry jest niedobór witamin z grupy B, szczególnie witaminy B3.

Poganianie organizmu do zdrowienia

Spośród niezliczonych sposobów poganiania organizmu do zdrowienia najmodniejsze są cztery – przyśpieszanie oczyszczania, futrowanie suplementami, usuwanie pasożytów, uprawianie sportu.

Jest mnóstwo metod i specyfików oczyszczających albo wspomagających oczyszczanie. Prawdę mówiąc, obecnie trudno jest znaleźć coś, co by nie miało właściwości oczyszczających. Ponieważ podstawowym warunkiem zdrowia jest oczyszczenie organizmu z toksyn, więc wielu kombinuje, jakby tu przyśpieszyć działanie mikstury oczyszczającej. Wydaje się to logiczne, ale w rzeczywistości skutek jest odwrotny do zamierzonego, ponieważ – po pierwotnej poprawie samopoczucia – następuje totalny zastój. Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Być może organizm w jakiś sposób uzależnia się od wspomagania i czeka na kolejne metody? Tego raczej się nie dowiemy, ale fakt pozostaje faktem – wyręczanie organizmu opóźnia proces zdrowienia.

Zażywanie suplementów diety to efekt pacjenckiego postrzegania organizmu ludzkiego jako niespotykanego w naturze bubla, który nie jest w stanie przeżyć bez apteki albo dilerów suplementów. Największy wpływ na takie postrzeganie własnego organizmu wywierają reklamy oferujące specyfiki na wszystko – odporność, trawienie, wchłanianie, zgagę, wzdęcia, zaparcia, cerę, włosy, paznokcie, wzrok, słuch, węch, smak, apetyt, pamięć, koncentrację, młodość, urodę, długowieczność – na co tylko klient sobie zażyczy. Pozornie nie ma w tym nic złego, wszak to tylko suplementy – dodatki do diety, bo tak się nazywają. W rzeczywistości w ulotce każdego z tych specyfików jest długa lista chorób, które one leczą, a to już jest poważna sprawa, ponieważ leczenie to nic innego, jak zwalczanie objawów chorobowych, co znaczy, że owe specyfiki wywierają aktywny wpływ na funkcjonowanie systemu odpornościowego. Organizmy poddane podobnym procederom zaczynają zachowywać się, jakby były zabalsamowane, niczym mumie, które, jak wiadomo, nie psują się, ale życia w nich nie ma. Toteż najczęściej dużo czasu musi upłynąć, zanim zabalsamowany organizm zacznie reagować na prozdrowotne działania profilaktyczne.

Totalna wojna z pasożytami to najnowszy nurt tzw. medycyny naturalnej. Powstało mnóstwo literatury dopatrującej się roli pasożytów we wszystkich możliwych objawach chorobowych – od zaburzeń trawiennych, zaparć i bólów brzucha do kaszlu, uczuleń i astmy oskrzelowej. Owa medycyna naturalna dysponuje mniej już naturalnymi (jeśli w ogóle) elektrycznymi aparatami służącymi do wykrywania pasożytów – rzeczywistych i fikcyjnych. Dysponuje także odpowiednim arsenałem środków do walki z pasożytami, w skład których wchodzą owe elektryczne aparaty, a także rozmaite specyfiki, zarówno pochodzenia naturalnego, jak i chemiczne. Walka z pasożytami na pozór wydaje się być słuszna, w rzeczywistości jednak przysparza więcej kłopotów niż korzyści, jeśli weźmiemy pod uwagę, że owe pasożyty to nie są jakieś stwory mięsożerne, zjadające nas za żywota. One po prosu znalazły sobie w naszym organizmie pożywkę w postaci martwych albo niepełnowartościowych komórek. Jeśli je zlikwidujemy, to pożywka pozostanie, a to znaczy, że pozostanie przyczyna chorób o wiele poważniejszych od parazytozy. Ponadto walka z pasożytami, podobnie jak z wszelkimi innymi drobnoustrojami, podlega pewnej uniwersalnej zasadzie: co nie zabija, to wzmacnia. Tym sposobem sami kręcimy na siebie bat, bowiem przyczyniamy się do powstania szczepów opornych na wszelkie metody walki z nimi.

Trzeba sobie zdać sprawę, że hasło: – sport to zdrowie – jest po prostu fałszywe. Sportowcy nie są zdrowi dlatego, że uprawiają sport, bowiem jest akurat odwrotnie – trzeba mieć zdrowie, żeby uprawiać sport. Wzmożony wysiłek wzmaga wprawdzie wydalanie toksyn, gdyż wzmaga wydzielanie potu, ale przyśpiesza także metabolizm, a więc zwiększa ilość produktów przemiany materii, co z kolei zwiększa zapotrzebowanie na substancje niezbędne do ich unieszkodliwienia i wydalenia. Jeśli organizm jest zdrowy, a więc dysponuje zapasem witamin i minerałów, to nic nie stoi na przeszkodzie, by sport uprawiać. Ale w jakich fizjologicznych granicach? Pierwszym sygnałem przekroczenia wydolności fizjologicznej jest potrzeba sztucznej suplementacji. Po przekroczeniu tej granicy uprawianie sportu staje się bardziej patologią niż zdrową rekreacją.

Eliminacja jako warunek wyzdrowienia

Według Hipokratesa najważniejszą sprawą jest nie szkodzić: Primum non nocere, czyli przede wszystkim nie czynić niczego, co byłoby szkodliwe. Od tego po prostu trzeba zacząć – od eliminacji czynników szkodliwych. Jednak ludziom dotkniętym pacjentyzmem, jeśli nawet nabyli podstawową wiedzę o zdrowiu, trudno jest przyjąć ten naturalny sposób rozumowania. Dla nich dbać o zdrowie to znaczy coś „brać”, coś „zdrowego”, a nie eliminować. Są przekonani, że pijąc miksturę oczyszczającą, biorą coś zdrowego (bo mikstura jest zdrowa!), ale czy to nie za mało? Można wprawdzie pokombinować z olejami, ale czy to wystarczy?

Jest wprawdzie koktajl błonnikowy jako uzupełnienie substancji brakujących w powszechnie dostępnym pożywieniu, w wyniku zintensyfikowania jego produkcji, ale on też niczego nie leczy. A tu jeszcze każą wdrożyć dietę prozdrowotną, w której nic zdrowego nie można jeść – ani zdrowych płatków owsianych, ani super zdrowych musli, ani wściekle zdrowego żytniego razowego chleba na naturalnym zakwasie, ani nawet owoców jeść nie można.

– Toż prędzej rozchorować się można na tej diecie – myśli sobie pacjent – niż wyzdrowieć. A jak jestem chudy to co, mam jeszcze bardziej schudnąć?

Zwiedzeni owym pacjenckim trybem rozumowania nie tylko nie wdrożą diety prozdrowotnej, ale wręcz będą się opychać produktami skrobiowymi, by przybrać na wadze, albo przynajmniej więcej nie schudnąć.

– A jak mi brakuje jakichś witamin i minerałów to dopiero sobie zaszkodzę tą dietą – będzie dedukował inny.

Prawda jest taka, że w przypadku kłopotów zdrowotnych dieta prozdrowotna jest płynnym przejściem z dotychczasowego jedzenia byle czego, które doprowadziło do owych kłopotów zdrowotnych, do jedzenia zgodnego z zasadami zdrowego odżywiania. Warunkiem tego przejścia jest „wyzerowanie” w pierwszym etapie diety prozdrowotnej, polegające na wyeliminowaniu składników pożywienia, które najczęściej utrudniają proces zdrowienia, by w następnych etapach, w sposób kontrolowany, wprowadzić je na powrót.

Jak długo ma trwać zdrowienie

Zdrowie to homeostaza, a więc dynamiczna równowaga, co znaczy, że nie jest ono stanem stagnacji, a więc nie można ot tak sobie wyzdrowieć i pozostać zdrowym. Zdrowie bowiem, jako wartość użyteczna, podlega tym samym prawom, co wszelkie inne wartości: jak dbasz, tak masz. A zatem jaka to różnica, czy dbamy o zdrowie po to, by wyzdrowieć, czy po to, by być zdrowym? Skoro żadna, to równie dobrze można zapytać, jak długo należy oddychać, nie chorować, robić plany na przyszłość, śmiać się; żyć.

Jest jeszcze druga korzyść dbania o zdrowie, której przecenić nie sposób. Otóż wszechobecna propaganda medyczna wmawia nam, że choroby przychodzą z wiekiem, a więc jest tylko kwestią czasu, by pomoc medyczna stała się koniecznością. Na przeświadczeniu, że człowiek w którymś momencie życia musi zachorować, a potem się leczyć, by w końcu móc „na coś umrzeć”, snuje swoje plany na przyszłość biznes farmaceutyczno-medyczny.

W rzeczywistości przyczyną chorób nie jest czas, lecz to, co się w tym czasie dzieje. Jeśli przez cały ten czas w organizmie następuje kumulacja toksyn, to w którymś momencie muszą one zakłócić funkcjonowanie organów, decydujących o prawidłowym funkcjonowaniu organizmu jako nierozłącznej całości. Wtedy można zdać się na medycynę, która dysponuje lekami poprawiającymi wydolność poszczególnych organów, ale czy to może przywrócić zdrowie?

Stawiając na zdrowie zadajemy kłam propagandzie medycznej, ponieważ z upływem czasu nie tylko nie przychodzą „obiecane” choroby podeszłego wieku, ale – przeciwnie – zdrowiejemy. Im więcej czasu upływa od wzięcia zdrowia we własne ręce, tym jesteśmy zdrowsi – ustępują objawy chorobowe, samopoczucie poprawia się, organizm staje się coraz sprawniejszy; młodniejemy. Czy zatem powinno nam zależeć, by szybko ten proces zakończyć?

Mając zdrowie, możemy zaoszczędzić mnóstwo czasu na wizyty u lekarzy i badania, a także sporo pieniędzy, trwonionych na leki i specjalistów od poszczególnych części naszego ciała i umysłu. Ta inwestycja najbardziej procentuje po przejściu na emeryturę, jeśli zważyć, że emeryci są najliczniejszymi klientami aptek.

Autor: Józef Słonecki

Źródło: http://www.bioslone.pl
 
D

delete

Guest
nowa medycyna germanska- poczytaj, dieta maxa gersona, mleko ukryta trucizna, hiv/aids-prawda czy falsz?-ogladnij koniecznie, dr. burzynski the movie- ogladnij i poczytaj, zuch chlop polak, world according to monsanto, monsanto patent for a pig, swiat bez raka-witamina b17..

dexter.. niestety jedyne co mozemy to zdobyc swiadomosc jak ograniczyc spozywane toksyny itd.

jednak naturalny powrot do zdrowia nie opiera sie jedynie na zmianie diety, lub stylu zycia, ale przywroceniu naturalnego balansu psychicznego.

Problemy ktore nas drecza, smutki, nierozwiazane sprawy, klotnie, ale takze radosci, chwile uniesienia, milosci.

Medytacja, dieta, wspolczucie dla cierpienia, chec zrozumienia drugiego czlowieka etc. sa to wartosci zapomniane, kojarzace sie z byciem "swietym", "szalonym", "autystycznym".

w zlych czasach zyjemy...

dobry temat
pozdrawiam
yo :spalony:
 
T

TachyonOne

Guest
Póki internet nie jest na cenzurowanym można przezeń dowiedzieć się, jak żyć długo, zdrowo i dać radę każdej chorobie, jaką tylko wymyślono.
Oby więcej takich tematów, bo morda mi się cieszy, jak się ludzie budzą ;]
A z synem Słoneckiego parę lat grywałem w szachy w "sanatorium" państwowym. Pozdrawiam obu serdecznie.
 
K

Kwasimir

Guest
Nie potrafił bym nic zrobić ze swoją psychiką, gdyby nie zmiana stylu życia.

Jednym z większych problemów dzisiejszego społeczeństwa to "wszystko szybko" poganiamy nasze organizmy do zdrowia i nie tylko, a to nie wychodzi nam na zdrowie.
 
Ostatnia edycja:
K

Kwasimir

Guest
Niezrozumienie sensu odżywiania rodzi odżywianie bez sensu

Kiedy słyszę bądź czytam, że ktoś zjada duże ilości kaszy albo ryżu, najlepiej brązowego, bo rzekomo najzdrowszy, do solenia używa tylko soli kamiennej, bo zawiera minerały, kawy ani herbaty nie słodzi, a jeśli już, to tylko cukrem brązowym, mięso jada tylko chude, bez cholesterolu, ale najchętniej białe, bo lekkostrawne i coś tam jeszcze, no i jada dużo ryb, to już wiem, co będzie dalej. A dalej są skargi i biadolenie, iż pomimo że odżywia się tak zdrowo, nadal dręczą go kłopoty zdrowotne. Musi tak być!

Nie tyle poznać to, czego się nie wie, ile zapomnieć to, co się wie, lub w co się wierzy, że się wie – radził już 500 lat temu Paracelsus. Do dzisiaj pod tym względem nic się nie zmieniło. Wciąż w narodzie najdłużej pokutują głupoty wtłoczone do głów w procesie wielopokoleniowej indoktrynacji zmierzającej do stworzenia nowego gatunku człowieka – pacjentów (łac. Homo patiens).

Pacjentyzm

Pacjentyzm to nie tylko bezrozumne nabywanie leków. Pacjentyzm to także, a raczej nade wszystko nabywanie wszelkiej pseudowiedzy, której celem jest spowodowanie potrzeby nabywania leków, a przy okazji także usług medycznych. Inaczej mówiąc: żeby się leczyć, trzeba wprzódy zachorować. Gdy już to nastąpi, a więc zachorują, pacjenci albo zdają się na lekarzy, którzy przeczytali mnóstwo książek o leczeniu chorób, ewentualnie sami biorą się za poszukiwanie i czytanie książek o leczeniu chorób. Pacjentyzm właśnie tym się charakteryzuje, iż przyjmuje jako coś normalnego niedorzeczną tezę, że nie ma skutku bez przyczyny; że nie musi się wiedzieć, jak zachorować. Po prostu się choruje, i już. Wtedy trzeba się już tylko leczyć, co dla pacjentów znaczy tyle samo, co dbać o zdrowie. Otóż nie! Nie ma skutku bez przyczyny! Żeby zachorować, potrzebna jest wiedza, jak to zrobić. Ktoś powie, że nigdzie taka wiedza nie jest dostępna. Bynajmniej. Tę wiedzę pacjent ma wtłaczaną do głowy już od najmłodszych lat.

Przez całe życie jesteśmy bombardowani papką informacyjną noszącą wszelkie znamiona chorobotwórczej. Można by z tego złożyć nie jedną książkę, ale setki, tysiące. Tak – tysiące książek trzeba przeczytać, żeby się w końcu pochorować. Gdyby przynajmniej człowiek zdał sobie sprawę, o czym naprawdę są te książki, ale gdzież tam. Już same tytuły są tyle samo mówiące, co zwodnicze: „Kącik zdrowia”, „Pij mleko, będziesz wielki”, „Pij co najmniej 3,5 litra wody codziennie”, „Unikaj tłuszczów zwierzęcych”, „Cukier to biała śmierć”, „Sól to biała śmierć”, „Cholesterol to twój wróg”, „Sport to zdrowie”, „Musisz jeść posiłki jak najbardziej zróżnicowane”, „Jedz pięć posiłków dziennie i o stałych porach”. To tylko niewielki przegląd literatury, którą powtarza się pacjentowi tyle razy, aż w końcu uwierzy, że te brednie mają na celu zachować jego zdrowie. A potem, gdy już zachoruje, nie wie, nawet nie zastanawia się dlaczego, tylko bierze się za czytanie innych książek – o leczeniu.

Moda na kasze

Książki uczące o tym, jak zachorować, bardzo wychwalają kasze, że takie zdrowe i w ogóle – polecane. Co w takiej kaszy może być zdrowego? Nic. To tylko wypełniacz, zresztą wątpliwej jakości dla człowieka. Duża zawartość witamin i minerałów w kaszach to mit. W rzeczywistości kasza zawiera sporo trudnej do strawienia skrobi i nieco błonnika. Błonnik możemy sobie darować, bo jest martwy, czyli podłej jakości. Pełnowartościowy błonnik dostarczamy organizmowi w postaci surówek oraz koktajli błonnikowych. Więcej nie potrzeba, bo i po co? Przy okazji warto po raz kolejny obalić mit, jakoby organizm miał czegoś potrzebować jak najwięcej. To kolejna chorobotwórcza bzdura. Musimy przyjąć do wiadomości jedno z fundamentalnych praw natury: Nie ma takiej substancji, której organizm potrzebowałby jak najwięcej.

Skrobia jest wielocukrem trawionym w przewodzie pokarmowym na jednocukier glukozę, jest więc potrzebna, ale w żadnym wypadku nie w nadmiarze. Osobom, które nie obciążają organizmu nadmiernym wysiłkiem fizycznym jest potrzebna niewielka ilość skrobi, by utrzymać poziom cukru we krwi na stałym, fizjologicznym poziomie, natomiast osoby wykonujące ciężką pracę fizyczną, albo katujące swój organizm zajęciami sportowymi, powinny organizmowi dostarczać większą ilość skrobi, ale w żadnym wypadku skrobia nie powinna stanowić głównego źródła energii, a jedynie dodatkowe do tłuszczu, który jest podstawową substancją energetyczną dla organizmu ludzkiego.

Skrobia zbożowa jest stosunkowo ciężkostrawna, w związku z czym poziom cukru we krwi wzrasta powoli, a więc bez konieczności wyrzucania dużych ilości insuliny, dzięki czemu oszczędzana jest trzustka, co jest niewątpliwą zaletą. Wadą powolnego trawienia skrobi jest możliwość, że przewód pokarmowy nie zdąży strawić jej wszystkiej i jakaś ilość dotrze do jelita grubego, ku uciesze drożdżaków Candida albicans. Błonnik zbożowy, zwłaszcza martwy, nie jest najlepszym podłożem dla bakterii symbiotycznych, co razem wzięte może zaburzyć delikatną równowagę flory bakteryjnej jelita grubego, wywołując wzdęcia, a na dłuższą metę doprowadzając do patologii zwanej drożdżycą jelita grubego.

Prawidłowa hierarchia składników pokarmowych

Prawidłowe odżywianie to prawidłowe myślenie o nim. Żeby móc myśleć prawidłowo, najpierw trzeba „zapomnieć to, co się wie, lub w co się wierzy, że się wie”, czyli po prostu trzeba wyrzucić z głowy wszelkie naleciałości z okresu pacjentyzmu, a na to miejsce wbić sobie do niej prawidłową hierarchię podstawowych składników pokarmowych, na które składają się:

1. mięso wagowo zrównoważone surówką,

2. jajka,

3. dodatki.

W takiej kolejności, żadnej innej, powinniśmy myśleć o jedzeniu, zanim je nie tylko zjemy, ale zanim je przygotujemy, bowiem wtedy, i tylko wtedy, możemy prostą drogą podążać do celu, jakim jest odbudowanie zdrowia, a także jego utrzymanie.

Oczywiście, że takie konsekwentne myślenie nie jest łatwe, gdy co rusz media zwodzą nas cudownymi teoriami obiecującymi lepsze metody na zdrowie. Ale czy do celu można dojść, wciąż błądząc?

Autor: Józef Słonecki
źródło: http://bioslone.pl/niezrozumienie_sensu_odzywiania

Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz

W zdrowym ciele zdrowy duch. Ta uniwersalna zasada obowiązuje zawsze i wszędzie, bowiem zdrowie to odporność na negatywny wpływ środowiska, więc także wpływ negatywnych energii, którymi wciąż jesteśmy bombardowani. Jedni odczuwają negatywne skutki tego samego promieniowania geopatycznego już po trzech latach, inni zaś dopiero po dwudziestu. Skąd ta różnica? Otóż promieniowanie geopatyczne jest jedynie katalizatorem przyśpieszającym manifestację patologii, które wcześniej tkwiły w organizmie, tylko że nie dawały objawów.

Spanie w strefie zadrażnienia

Szczególnie niekorzystne jest długotrwałe przebywanie w miejscu wzmożonego promieniowania geopatycznego, zwanego strefą zadrażnienia, związane z siedzącą pracą, odpoczynkiem, a nade wszystko snem. Typowymi objawami wskazującym, że śpimy w strefie zadrażnienia, jest samopoczucie po wstaniu z łóżka. W normalnych warunkach człowiek powinien budzić się rześki i wypoczęty, z chęcią do życia. Jeśli zamiast tego odczuwamy ociężałość, zmęczenie, znużenie, osłabienie i zesztywnienia ciała, to jest wysoce prawdopodobne, że nasze łóżko znajduje się w strefie zadrażnienia. Inne objawy wskazujące na spanie w miejscu wzmożonego promieniowania geopatycznego to: trudności z zasypianiem niespokojny sen senne koszmary częste zmiany ułożenia ciała podczas snu budzenie się z bólem głowy bóle kręgosłupa dolegliwości reumatyczne zaburzenia pracy serca skoki ciśnienia zimne kończyny nerwice lękowe, wewnętrzny niepokój, podniecenie bez powodu.

Natura bardzo dużą wagę przywiązuje do snu, na który każe przeznaczyć nam aż jedną trzecią doby, czyli de facto jedną trzecią życia. W tej sytuacji rozsądek nakazuje wziąć pod uwagę nie tylko wygodne łóżko, ale także jego usytuowanie względem stref promieniowania geopatycznego, by w porę podjąć stosowne kroki zmierzające do wyeliminowania jego wpływu na nasz organizm.

Wpływ promieniowania geopatycznego na organizmy żywe

Około 30% lądu to strefy wzmożonego promieniowania geopatycznego. Nie może zatem dziwić, że wszystkie organizmy lądowe mają swoje strategie obrony przed jego negatywnym wpływem. Jedne zwierzęta wyczuwają je i unikają dłuższego przebywania pod ich wpływem, inne – wprost przeciwnie – wybierają strefy skondensowanego promieniowania geopatycznego na legowiska. Koty na przykład posiadają ewolucyjną zdolność wykorzystywania energii pola geopatycznego do regeneracji organizmu, toteż bardzo chętnie wylegują się w strefach zadrażnień, za to pies nigdy się w takim miejscu nie położy. Znane są przypadki, gdy pies łańcuchowy za nic nie chce spać w swojej budzie. Woli położyć się gdzieś obok i tam spać, mimo ziąbu, deszczu i śniegu. Natomiast jeśli właściciel przełoży budę w miejsce wybrane przez psa, to trudno z niej go wywabić. Analiza radiestezyjna tych przypadków potwierdza, że pierwotne usytuowanie budy znajdowało się w strefie zadrażnienia, zaś miejsce wybrane przez psa jest wolne od skondensowanego promieniowania geopatycznego.

Także ptaki budują swe gniazda kierując się rozkładem promieniowania geopatycznego. Na przykład sroki zawsze budują swoje gniazda w strefie zadrażnienia, natomiast bociany wybierają na miejsce założenia gniazda wyłącznie tereny wolne od skondensowanego promieniowania geopatycznego, czyli zdrowe dla człowieka. Nie może zatem dziwić, że ludzie mieszkający w domach, na których bociany budowały gniazda, byli relatywnie do innych zdrowsi, co miało przełożenie na śmiertelność noworodków, która niegdyś była bardzo wysoka.

Bacznym obserwatorom natury, jakimi byli nasi przodkowie, nie uszło uwadze, że w gospodarstwach, w których bociany budują gniazda, jest zawsze więcej dzieci, niż w innych gospodarstwach. Ponieważ bociany to największe dzikie ptaki żyjące w pobliżu człowieka, więc powstały dowcipy, że to bociany naznosiły tyle dzieci. W ostateczności dowcip o przynoszeniu dzieci przez bociany stał się wygodnym wyjaśnieniem dla dociekliwych dzieci dopytujących, skąd się biorą dzieci.

Podobnie jak zwierzęta, także rośliny wybierają miejsce wzrostu kierując się poziomem promieniowania geopatycznego. Jeśli ziarno zakiełkuje w strefie skondensowanego promieniowania geopatycznego to, w zależności od gatunku, albo roślina będzie wątła i szybko zwiędnie, albo – przeciwnie – znajdzie tam znakomite warunki do wzrostu. Można tę prawidłowość zobaczyć w sezonie, gdy drzewa pozbawione są listowia, ponieważ wówczas najlepiej widoczna jest pasożytująca na drzewach jemioła. Przemierzając kraj samochodem obserwujemy nierównomierne porastanie drzew jemiołą – pewne grupy drzew są wolne od tego pasożyta, w innych zaś występuje on bardzo licznie. Gdy się temu dokładnie przyjrzymy, to zauważymy pewną prawidłowość. Otóż jemioła porasta drzewa stojące w rzędach, a więc posadzone przez człowieka, natomiast kępy drzew stojących w naturalnym bezładzie, tak zwane samosiejki, są wolne od jemioły, za wyjątkiem tych najstarszych, już próchniejących. Na nich, owszem, pojawiają się charakterystyczne kuliste kępy jemioły, czasami nawet liczne, ale drobne i wątłe. Dzieje się tak dlatego, że jemioła jako pasożyt drzew zapuszcza korzenie w każdym drzewie, które jest na tyle osłabione, by pozwolić na zagnieżdżenie się w nim pasożyta. Szkopuł w tym, że drzewa samosiejki albo rosną w strefie skondensowanego promieniowania geopatycznego, które wzmacnia ich odporność, albo rosną poza tą strefą, co z kolei jest niekorzystne dla jemioły. Trzeba bowiem wiedzieć, że jemioła należy do tych roślin, które pochłaniają energię promieniowania geopatycznego, by wykorzystać ją na własne potrzeby. Pod tym względem jemioła przypomina brzozę, z tą różnicą, że jej oddziaływanie jest skierowane nie na boki, lecz w dół. Nie uszło to uwadze naszych przodków, od których wzięła się tradycja zawieszania u powały (dzisiaj sufitu) jemioły. Według tej tradycji jemioła promieniuje na cały dom dobrą energię sprzyjającą zgodzie, miłości i szczęściu, no i oczywiście zdrowiu, bez którego o szczęściu nie może być nawet mowy.

W pozornym nieładzie zagajnika porośniętego przez samosiejki sosen i brzóz możemy dopatrzyć się swoistego ładu. Drzewa nie są rozrzucone równomiernie, jak były rozsiewane ich ziarna, lecz rosną według swoistego klucza każącego sosnom grupować się w kępy, pomiędzy którymi wiją się pasma brzóz. Jeśli ów zagajnik sprawdzimy różdżką albo wahadełkiem to okazuje się, że linie wyznaczone przez brzozy pokrywają się z ciekami wodnymi. Znamienne jest to, iż mimo że przez zagajnik przebiegają cieki wodne, my czujemy się w nim dobrze. Efekt ten zawdzięczamy brzozom posiadającym zdolność pobierania energii promieniowania geopatycznego i wykorzystywania jej na swoje potrzeby, w rezultacie czego nad ciekiem wodnym powstaje strefa wolna od skondensowanego promieniowania geopatycznego. Inaczej mówiąc: brzoza pełni rolę naturalnego odpromiennika rozpraszającego skondensowane promieniowanie geopatyczne.

Wszystkie rośliny są wrażliwe na skondensowane promieniowanie geopatyczne, z tym że jednym ono służy, innym szkodzi. Te, które posiadły ewolucyjną zdolność wykorzystywania energii geopatycznej czują się w jego zasięgu doskonale – są dorodne, zdrowe, odporne na pasożyty. Pozostałe rośliny posadzone w miejscach, pod którymi przebiegają cieki wodne, są mizerne, łatwo więdną, a ponadto są podatne na pasożyty i zmiany nowotworowe.

Oprócz opisanych jemioły i brzozy, w strefie skumulowanego promieniowania geopatycznego doskonale czują się dęby, wierzby, buki, modrzewie, klony, orzechy (laskowe i włoskie), głogi, bzy, pokrzywy. W strefie wzmożonego promieniowania geopatycznego z powodzeniem możemy uprawiać cebulę, czosnek, szczypior, fasolę, rzepę oraz pomidory. Pozostałe rośliny uprawne posadzone w strefie zadrażnień wydają marny plon.

Dawne sposoby obrony przed promieniowaniem geopatycznym

Od pradawnych czasów ludzie przywiązywali bardzo dużą wagę do szkodliwego promieniowania geopatycznego, toteż na budowę domu wybierali miejsce wolne od niego. Kierowali się przy tym obserwacją natury – gatunkami drzew, krzewów, traw i ziół porastających miejsca, na których decydowali się osiedlić. Ponieważ sąsiedzi budowali swoje domy kierując się tymi samymi kryteriami, w dawnych wsiach nie można dopatrzyć się jakiegokolwiek ładu architektonicznego – poszczególne zabudowania stoją pod różnym kątem względem pozostałych, zaś droga biegnąca przez ową wieś obfituje w niespotykaną nigdzie indziej ilość zakrętów.

W miarę wzrostu liczby ludności powstawały grody, czyli pierwotne miasta, w których zabudowa oparta była na kwadratowym względnie prostokątnym rynku, od którego prostopadle i równolegle odchodziły proste ulice. Przy takim reżimie zabudowy nie brano pod uwagę stref skondensowanego promieniowania geopatycznego, mimo że doskonale zdawano sobie sprawę z ich istnienia. Jednak nasi przodkowie byli bardzo praktyczni, więc szybko wpadli na pomysł odizolowania się od stref zadrażnienia za pomocą specjalnych ekranów, zwanych obecnie neutralizatorami, które po dziś dzień stanowią najskuteczniejszy sposób obrony przed negatywnym wpływem skondensowanego promieniowania geopatycznego.

Stare dobre neutralizatory

Neutralizator to po prostu ekran radiestezyjny, który swym działaniem obejmuje wyłącznie przestrzeń położoną nad nim, ale za to na nieograniczoną wysokość. Neutralizatory mają za sobą kilka tysięcy lat historii, więc ich działanie nie budzi kontrowersji, jak ma to miejsce w przypadku niedawno wynalezionych odpromienników. Wykonać i zainstalować neutralizator może praktycznie każdy, co jest niewątpliwie zaletą. Wadą neutralizatorów są duże rozmiary.

Neutralizatory wykonane z surowców naturalnych część promieniowania geopatycznego pochłaniają, resztę zaś przepuszczają, co jest ich zaletą i wadą. Zaletą dlatego, że pewna część promieniowania geopatycznego, niezbędnego dla prawidłowego funkcjonowania organizmu, pozostaje w strefie chronionej przez neutralizator, wadą zaś dlatego, że pochłaniając promieniowanie geopatyczne, same ulegają napromieniowaniu, w związku z czym po pewnym czasie nie tylko przestają pełnić swoje funkcje ochronne, lecz stają się reemiterami, czyli że same emitują szkodliwe promieniowanie. Z tego względu wszystkie neutralizatory mają ściśle określony czas użytkowania, po którym powinny być wymienione, ewentualnie zregenerowane.

Skondensowane promieniowanie geopatyczne jest szkodliwe wówczas, gdy w jego zasięgu przebywamy długotrwale i w jednej pozycji, toteż największy sens ma ochrona przed jego wpływem podczas snu. Najstarsze i, co za tym idzie, najlepiej wypróbowane neutralizatory wykonywane są z surowców naturalnych – roślinnych, rzadziej zwierzęcych, najrzadziej mineralnych.

Sienniki

Najpopularniejszym niegdyś neutralizatorem geopatycznego promieniowania były sienniki. Jest to wsypa (rodzaj worka) z grubego (zgrzebnego) płótna, najczęściej konopnego, rzadziej lnianego, napełniona sianem bądź słomą.

Sienniki napełnione sianem z traw łąkowych stosowano głównie do kołysek, w których chroniły niemowlęta przed negatywnym wpływem promieniowania geopatycznego. Dla niemowląt chorowitych zalecane było siano z traw leśnych, a także niektóre gatunki wysuszonych ziół. Wszystkie rodzaje sienników napełnionych sianem zachowują aktywność przez rok od zebrania siana.

Dorośli spali zazwyczaj na siennikach wypełnionych słomą. Najpopularniejsza była słoma pszeniczna, ale używano także słomy żytniej, jęczmiennej i owsianej. Słomy pszeniczna, żytnia i jęczmienna zachowują aktywność przez trzy lata, natomiast słoma owsiana o wiele dłużej, bo aż pięć lat.

Materac z trawy morskiej

Materace z trawy morskiej były popularne w pierwszej połowie XX wieku. Obecnie moda na te naturalne neutralizatory powraca. Materace z trawy morskiej aktywność radiestezyjną zachowują pięć lat, licząc od daty ich wyprodukowania. Po tym czasie należy wymienić je na nowe.

Ekran radiestezyjny w schowku na pościel

Istnieje całe mnóstwo drobnicy posiadającej doskonałe właściwości ochronne przed negatywnym wpływem skondensowanego promieniowania geopatycznego, ale kłopotliwe bywa ich zastosowanie jako neutralizatorów owego promieniowania. Problem ten łatwo można rozwiązać, gdy łóżko wyposażone jest w schowek na bieliznę. Potrzebna nam będzie niegruba (ok. 5 mm) sklejka ucięta w ten sposób, by dokładnie przykryła dno schowka. Sklejkę uciętą na pożądany wymiar można zamówić w hurtowni drewna bądź w warsztacie stolarskim. W ten sposób na dnie schowka na bieliznę uzyskujemy przestrzeń potrzebną do wykonania ekranu radiestezyjnego, nie tracąc przy tym funkcjonalności schowka.

Dużym uznaniem jako środki chroniące przed negatywnym wpływem skondensowanego promieniowania geopatycznego cieszą się kasztany, toteż właśnie z nich najczęściej wykonywane są ekrany radiestezyjne. Dojrzałe, suche i nieuszkodzone kasztany układamy na dnie schowka na bieliznę tak, by tworzyły pojedynczą i ścisłą warstwę. Następnie przykrywamy je sklejką i uzyskujemy doskonały neutralizator. Kasztany tracą aktywność radiestezyjna po roku, więc corocznie należy wymieniać je na nowe.

Zamiast kasztanów, do wykonania ekranu możemy użyć innej drobnicy chroniącej organizmy żywe przed negatywnym wpływem promieniowania geopatycznego. Na uwagę zasługują potłuczone skorupki jaj i ziarna czarnej gorczycy, z którymi na dnie schowka na bieliznę wykonujemy ekran radiestezyjny o grubości około jednego centymetra. Zarówno skorupki jaj, jak i nasiona czarnej gorczycy, aktywność radiestezyjną zachowują bardzo długo, bo aż pięć lat, więc stosunkowo rzadko trzeba je wymieniać.

Na uwagę zasługuje ekran z kamyków rzecznych, z którymi wprawdzie jest nieco zachodu, ale za to można regenerować ich właściwości radiestezyjne. Kamyki rzeczne należy przesiać przez rzadką metalową siatkę, by wydzielić kamyki o średnicy przekraczającej pół centymetra, a następnie odrzucić kamyki o średnicy przekraczającej centymetr. Z przesortowanych w ten sposób kamyków należy ułożyć dwucentymetrowy ekran na dnie pojemnika na pościel. Kamyki rzeczne aktywność radiestezyjna zachowują pięć lat. Po tym czasie należ zebrać je do durszlaka, dokładnie wypłukać pod bieżącą wodą, wysuszyć i na kolejne pięć lat włożyć do pojemnika na pościel.

Ciekawym rozwiązaniem jest ekran z brzozowych gałązek. Mają to być drobne gałązki, długości około trzydziestu centymetrów. Można je ścinać od początku grudnia do połowy marca. Z gałązek układamy trzycentymetrową warstwę, dbając o to, by leżały one równolegle do pozycji ciała, cienkim końcem w stronę głowy. Trzycentymetrowy ekran z brzozowych gałązek przynosi ulgę w rozmaitych bólach, szczególnie bólach stawów, kręgosłupa i głowy. Ponadto spanie w strefie oddziaływania ekranu z brzozowych gałązek pomaga w leczeniu wielu chorób, szczególnie chorób mięśnia serca, wewnętrznych i kobiecych. Gałązki brzozowe aktywność radiestezyjną i leczniczą zachowują przez rok.

Skóry zwierząt jako naturalne neutralizatory

Doskonałym neutralizatorem chroniącym przed szkodliwym wpływem skondensowanego promieniowania geopatycznego są skóry zwierzęce. Nie ma znaczenia czy skóra jest z sierścią, czy bez sierści, wyprawiona czy surowa, ale gatunek zwierzęcia, z którego skóra pochodzi, ma pewne znaczenie. Największym uznaniem cieszy się skóra z dzika, ale nie dlatego, że blokuje największą ilość promieniowania geopatycznego, lecz dlatego, że przepuszcza owe promieniowanie w ilości optymalnej dla organizmu ludzkiego, i to bez względu na poziom promieniowania w danym miejscu. Niemniej jednak każda skóra zwierzęca jest doskonałym neutralizatorem promieniowania geopatycznego.

Skóra jako neutralizator jest bardzo łatwa do zastosowania, bowiem wystarczy położyć ją na podłodze w miejscu, w którym długo przebywamy, albo pod łóżkiem. Można również przymocować ją do spodu łóżka, żeby nie była widoczna.

Skóra jest bardzo aktywnym pochłaniaczem promieniowania geopatycznego, toteż optymalne właściwości ochronne zachowuje przez rok, po czym stosunkowo szybko staje się reemiterem tegoż promieniowania. Aby do tego nie dopuścić, skóry raz w roku należy prać w letniej wodzie z szarym mydłem i suszyć rozłożone, najlepiej na trawie, ewentualnie w mieszkaniu na gazetach, natomiast nie można suszyć ich w pozycji wiszącej.

Odpromienniki radiestezyjne

Odpromienniki radiestezyjne pojawiły się po tym, jak różdżkarstwo zostało przemianowane radiestezję (łac. radiatio – promieniowanie i gr. aesthesia – wrażliwość). Termin ten wprowadził w latach 30. XX wieku francuski ksiądz-radiesteta Abbe Bouly (1865 - 1958). Zmiana nazwy stała się konieczna, ponieważ różdżkarstwo przestało zajmować się wyłącznie poszukiwaniem cieków wodnych, czym zajmowało się przez ostatnie kilka tysięcy lat, i przeistoczyło się w nową pseudonaukę badającą złoża ropy naftowej, pokłady rud metali, ułożenie ziemnych kabli elektrycznych, miejsc upadków samolotów zestrzelonych nad pustynia, dżunglą albo w górach, miejscem przebywania rozbitków z zatopionych statków, ukrytych skarbów, zgubionych portfeli, zaginionych psów.

Odpromienniki radiestezyjne to urządzenia techniczne mające niwelować szkodliwe promieniowanie geopatyczne. Mogą one działać na jeden z trzech sposobów:

zmieniać kierunek, tj. odchylać, rozdzielać bądź odbijać wiązkę promieniowania geopatycznego,
pochłaniać wiązkę promieniowania geopatycznego,
wytwarzać własne promieniowanie, które nakładając się na wiązkę promieniowania geopatycznego powoduje jego wygłuszenie bądź rozproszenie.
Odpromienniki są wygodne w stosowaniu, bo są małe i mają duży zakres oddziaływania – cały pokój, kilka pokojów, a nawet mały budynek. Mają też swoje wady. Przede wszystkim ich zainstalowanie musi być poprzedzone dokładną analizą radiestezyjną, wykonaną przez wykwalifikowanego radiestetę, co już takie wygodne nie jest. Niebagatelne znaczenie ma także zaufanie do osoby wykonującej ową analizę, gdyż od tego zależeć będzie nasze mentalne nastawienie do zainstalowanego sprzętu radiestezyjnego, a więc – co za tym idzie – także jego skuteczność. Ponadto inne odpromienniki stosuje się do neutralizacji szkodliwego wpływu skrzyżowań linii siatki szwajcarskiej, inne zaś do neutralizacji szkodliwego promieniowania cieków wodnych, co tworzy niezły galimatias, a w konsekwencji brak zaufania do tego typu urządzeń.

Autor: Józef Słonecki
źródło: http://bioslone.pl/Jak_sobie_poscielesz_tak_sie_wyspisz

Również ciekawe:
- http://bioslone.pl/Praktyczne_zastosowanie_magii
- http://bioslone.pl/Magiczne_przekrety
 

BlackDeath

Well-known member
Rejestracja
Mar 14, 2006
Postów
143
Buchów
0
Dobra od razu sie przyznam, ze nie chcailo mi sie od razu czytac tego calego tematu, jednak to co zauwazylem w ostatnim poscie, a dokladniej w cytowaniu
1. Skrobia - cukry sa n-glukozowe i rozkladane sa, katal;izowane przez enzymy do glukozy, ktora no do cholery jest pierszym i podstawowym zwiazkiem w szlakach metabloicznych czlowieka. Nawet podczas oddychania beztlenowego jest rozkladana. Cykl Krebsa jest podstawa naszego istnienia, takze skad pomysl aby redukowac spozycie weglowadanow na rzecz tluszczy.
2. Dieta czlowieka nie moze skladac sie w wiekszosci z miesa - jako zwierzeta (bo nimi jestesmy) jestesmy wszsytkozerni, a mieso ma byc jedynie uzpelnieniem diety w egzogenne aminokwasy. Spozycie miesa wzroslo od 1000-1500 lat temu, wczesniej to byl rarytas, zarowno jak skakalismy po drzewach az po czasy wczesnego srednowiecza. Nie jestesmy ewolucyjnie przyzwyczajeni do spozywania miesa w iwekszych ilosciach.
3. Kasza, ryz, ryby - zle? Ano w sumie to przypadek, ze ludzie basenow morskich, m.in. srodziemnomorskiego zyja dluzej w porownaniu z ludzmi europy centralnej-zachodniej.
 

BlackDeath

Well-known member
Rejestracja
Mar 14, 2006
Postów
143
Buchów
0
Dieta jak kazda inna, nie ma sie co spierac o jej slusznosc, jedynie czego nie rozumiem, to ze kaza cos jesc a czegos nie jesc. Ja wpieprzam czipsy, popijam cola, co chwile jem pizze z piwem, nie lubie warzyw a kondycje mam jak noworodek - najwazniejszy jest ruch ;)
Co do artykulu to autor troche sam sobie zaprzecza powolujac sie na ewolucje i przytaczajac jedno epoke, w ktorej tak naprawde spozycie miesa nie bylo na zbyt duzym poziomie i jeszcze pisze ze taki okres to maly krok w ewolucji, - no troche bajki ?
A moj poprzedni post to czysto naukowe postulaty, ktore na szczescie maja pokrycie w aktualnej wiedzy i co najwazniejsze - praktyce ;)
 
K

Kwasimir

Guest
Dieta jak kazda inna, nie ma sie co spierac o jej slusznosc, jedynie czego nie rozumiem, to ze kaza cos jesc a czegos nie jesc. Ja wpieprzam czipsy, popijam cola, co chwile jem pizze z piwem, nie lubie warzyw a kondycje mam jak noworodek - najwazniejszy jest ruch

Dieta jest dla ludzi chorych.. Dla zdrowych jest zasada zdrowego odżywiania. Jak kto woli i co uważa za zdrowe temu niech pan bóg dopomoże. Szanuj zdrowie póki je masz.. Twój model odżywiania jest tak powszechny.. A ludzie mówią (nie mówię, ze Ty) "na coś trzeba umrzeć" Każdy organizm jest inny chodź u podstaw taki sam, inne są tylko warunki życia, ale te same prawa natury.

Kondycje masz z mleka matki które ssałeś i wszystko to odłożyło się w twoich kościach i innych tkankach. Masz zapas pókiś młody. Kto teraz się będzie głowił nad niedołężną starością.

Co do artykulu to autor troche sam sobie zaprzecza powolujac sie na ewolucje i przytaczajac jedno epoke, w ktorej tak naprawde spozycie miesa nie bylo na zbyt duzym poziomie i jeszcze pisze ze taki okres to maly krok w ewolucji, - no troche bajki ?

Byłeś, widziałeś? Że piszesz "tak na prawdę". Archeologie każdy może brać po swojemu.
Ja nie wiem, czy wolał byś jeść ze swym słabszym plenieniem korzonki niźli Twoi pobratymcy zajadający się mastodontem z rusztu, a nie mówiąc już o epoce lodowcowej gdzie były wędrówki ludów i fauny.. Jadło się co popadło.. Są też ludzie co w ogóle nie jedzą tylko patrzą się w słońce.

A moj poprzedni post to czysto naukowe postulaty, ktore na szczescie maja pokrycie w aktualnej wiedzy i co najwazniejsze - praktyce
Uważaj co dają Ci pod nos na talerzu. Wszystkiego dobrego :)
 

BlackDeath

Well-known member
Rejestracja
Mar 14, 2006
Postów
143
Buchów
0
Jedzenie jest przyjemnoscia a zycie sklada sie z malych przyjemnosci.

A kondycja drogi kolego, to jest m.in. powiekszenie komor serca, miesnia sercowego, przepustowosci tetnic, objetosci pluc (pecherzykow pluchnych), przepuszczalnosci tlenu przez blony polprzepuszczalne w komorkach, wydajnieszy metabolizmi itd, mleka do tego nie mieszaj :freak:

Btw wydaje Ci sie, ze latwo bylo upolowac mamuta majac do dyspozycji dzide z galezi i pare kamieni? Albo pulapka - wykopanie 3 metrowego dolu rekami? Polowanie bylo nie tylko nieslychanym wycieczajacym dzialaniem, ale tez wielu czlonkow plemiona ginelo, stad polowania nie byly tak czest i oczywiste.

Peace and food ;)
 
K

Kwasimir

Guest
A kondycja drogi kolego, to jest m.in. powiekszenie komor serca, miesnia sercowego, przepustowosci tetnic, objetosci pluc (pecherzykow pluchnych), przepuszczalnosci tlenu przez blony polprzepuszczalne w komorkach, wydajnieszy metabolizmi itd, mleka do tego nie mieszaj

Do metabolizmu czyli przemiany materii niezbędne są witaminy i minerały głownie wapń. Z kruchymi kośćmi niewiele Ci się zda kondycja.

Btw wydaje Ci sie, ze latwo bylo upolowac mamuta majac do dyspozycji dzide z galezi i pare kamieni? Albo pulapka - wykopanie 3 metrowego dolu rekami? Polowanie bylo nie tylko nieslychanym wycieczajacym dzialaniem, ale tez wielu czlonkow plemiona ginelo, stad polowania nie byly tak czest i oczywiste.

Do tej pory rdzenne ludy polują tak samo jak w epoce kamienia łupanego i mają się dobrze. Dzikie świnie, ptactwo i i jaja, ryby łowione gołymi rękoma. A tam nie będę się mądrzył. Ale uwierz nie było problemu z upolowaniem. Gorzej jak były kataklizmy globalne.
 
Ostatnia edycja:
K

Kwasimir

Guest
dokładnie :)

68458_437378442990529_926471313_n.jpg

68337_516550315039068_842621021_n.jpg
 

judenskin

Well-known member
Rejestracja
Mar 1, 2013
Postów
762
Buchów
0
takie cpunskie forum a takie informacje.
co jak co ale na takim forum spodziewalem sie tempoty prymitywizmu itd. no i oczywiscie jest ale jakos trudniej znalesc niz na normalnym forum o jakiejs tam innej tematyce ... to mnie ciagle dziwi.

ja sam staram sie zrec w miare zdrowo i wlasnie ciezko jest ogarnac te mase informacji czesto sprzecznych.
od siebie dodam ze odstawienie 95% wszystkiego co jest z mleka i pszenicy dalo pozytywne efekty, prubuje teraz z alkocholem ale to jest jednak ***any narkotyk, bo jak tu nie wypic jednego piwa w taki upal ... prze***ane.
ograniczenie tego wszystkiego ma plusy.

podoba mi sie to podejscie do sportu - rozumie to tak ze poprostu sami czujemy kiedy pora przestac, bardzo z sensem moim zdaniem, a zameczanie sie jakimis browarami czy kawami to jest to samo co srodki przeciw bulowe na chorobe.

co mnie dziwi to ze trzeba chlac durzo miesa, ja ogulnie moge zyc i czuc sie dobrze jesli miesa jem ... 10~20 % jakos tak wydaje mi sie ze niepowinnismy z tego rezygnowac i zostawac wegetarianinami, no ale przy jakims ksiazkowym superwysokim rozowoju duszy bedzie nam dane zyc zdrowo i nie zabijac swojego jedzenia, kupujac je w sklepie czy robiac to wlasnymi rekami.

jesli ktos mowi ze potrzebuje duzo miesa do ciezkiej pracy to jest nic tylko bzdura i bajka wyuczona od gazety czy radia ktorej nauczyl sie od dziadka.

i dodam ze ciezko wyczuc kiedy nauka jest z sensem i naprawde pomaga a kiedy daje dupy tak jak z tymi tabletami czy leczeniem raka... \


pozdro wszystkich poszukiwaczy

niemam worda ciagle jeszcze ...

ps. edison wydawal mi sie hu*em bo oszukal tesle a tu kurde takie informacje od niego ... dziwne
ps2 aha i sorki za te buhy ale nie moglem sie opanowac... taka slabosc : D
 



Z kodem HASZYSZ dostajesz 20% zniżki w sklepie Growbox.pl na wszystko!

nasiona marihuany
Góra Dół