Moim zdaniem dobrze wysuszone palonko jest wtedy jak po wsadzeniu do młynka ładnie się rozpada na malusie kawałeczki, a nie na proszek. Jak pisał Żul jak już łodygi strzelają to curring można sobie darować bo dużo to nie wniesie. Ja to zawsze susze na oko ale to oko trzeba sobie wyrobić. Istotną informacją jest to, że łodyga ma więcej soków niż liście czy kwiaty więc krucha łodyga = przesuszone kwiaty. Nie lubię też suszyć palenia w boksie/zamknietej przestrzeni. Może będzie tu kontrowersja ale jak dla mnie najwięcej aromatu curring wyciąga z bobków suszonych na spokojnie w przewiewnym miejscu o temperaturze pokojowej. Bez żadnych osuszaczy, wymuszanej wentylacji. No i kolejna sprawa, że wymuszając wentylację np. Susząc w boksie cholernie łatwo jest przesuszyc to palenie chyba, że mamy wolne i cierpliwosc żeby co godzinę do topkow zaglądać. W temperaturze pokojowej przy normalnej wymianie powietrza (Nie przeciągu) jest większy margines może nawet i dwóch dni. Saszetki regulujące wilgotność na początek są spoko, a potem po prostu sam jesteś w stanie kontrolować to co się dzieje w słoikach "na oko"
Z fartem, DX