- Rejestracja
- Sty 7, 2006
- Postów
- 3,486
- Buchów
- 17
Chciałbym Wam opisać najstraszniejszą fazę (tylko i wyłącznie po ziółku), której byłem świadkiem. Sam nigdy nie przeżyłem czegoś takiego, nawet nie wiedziałem, że to możliwe.
Więc jaramy z koleżanką u niej w hacie. Ona jarała chyba drugi raz w życiu. Mamy 1 nabicie (dilerowski szit, ale nie był zły). Ściągnęła ze 2-3 niezbyt duże buszki, potem jeszcze grzaliśmy lufę (słabiutką), to było wszystko co mieliśmy.
Już pod koniec grzania zaczęła ją dopadać euforia, nie mogła ściągnąć nic więcej z powodu napadów śmiechu, więc dokończyłem sam.
Gadamy, śmiejemy się, ale ona coraz bardziej "odpływa", traci kontakt z rzeczywistością. Non-stop się śmieje, co jakiś czas ma skurcze mięśni. W pewnym momencie (czyli po kilku minutach ) nie dało się już z nią rozmawiać. Postanowiłem iść do sąsiedniego pokoju po browary, myślałem, że to taki "pierwszy atak" i zaraz jej przejdzie. Okazało się, że pomimo wielu wysiłków w żaden sposób nie może wstać z fotela :sunny:. W końcu poddała się.
Zaczęła coś bardzo szybko mówić, wyglądało to jakby jej się procesor przegrzał - myślałem, że klepie wszystko, co jej ślina na język naniesie, ale po chwili, gdy się wsłuchałem, okazało się, że wcale nie gada tak strasznie bez sensu. "Recytowała" swoje pojedyńcze fazy, każda z nich trwała od kilku sekund do kilku minut. Towarzyszyła temu euforia, śmiech, strach, płacz, krzyk, przejęcie, zdziwienie, i wiele innych - ogólnie cała gama uczuć, na zmianę. Plotła przy tym straszne rzeczy (np. że jesteśmy w Mozambiku, pod łużkiem jest boogieman itp), jednak rozumiałem z tego niewiele. I zapamiętałem niewiele.
Przestraszyłem się. Nie wiedziałem, co zrobić.
Postanowiłem iść po ten browar (do sąsiedniego pokoju).
Gdy wstałem zaczęłą krzyczeć, żebym jej tu nie zostawiał, nie chce być sama, tu jest GESTAPO, itp, na jej twarzy odmalował się wyraz grozy, poprostu była śmiertelnie przerażona. Byłem w szoku.
W końcu wziąłem ją i zaniosłem do pokoju obok, jednak nie chciała mnie puścić, kurczowo się mnie trzymała i cały czas mówiła o gestapa i żebym jej nie zostawiał. Po ok. 5 minutach i wielkich trudach udało mi się ją przekonać, że jesteśmy już gdzie indziej, że gestapo zostało hen hen, daleko i nic jej nie grozi. Panika opanowana (na chwilę).
Gdy otwierałem browara (dla mnie, nie dla niej :sunny znowu zaczęła panikować - okazało się, że z jakichś niewyjaśnionych przyczyn boi się koloru niebieskiego, a tam obok niej akurat leżał niebieski kocyk... Teraz opanowanie paniki przyszło mi już łatwo.
Była wogóle niekomunikatywna. Jeszcze jakiś czas gadała od rzeczy, ale już nie z takim natężeniem, jak wcześniej, i towarzyszyły temu raczej radosne uczucia.
No i nigdzie nie mogłem iść bez niej (musiałem ją cały czas nosić ). Postanowiłem ją posadzić przed kompem i włączyć jakieś śmieszne filmiki. Rozumiała już wszystko, jakie do niej mówiłem, ale odnosiłem wrażenie, że nadal jest w swoim świecie (światach). Musiała mi siedzieć na kolanach, bo inaczej szybko obsuwała się w bok i spadała z fotela.
Od tego momentu jest już w miarę normalnie - weszłem na haszysz w dobry humor i włanczałem wszystko po kolei, aby tylko znowu nie popadłą w jakąś paranoję.
Tylko raz w tym czasie straciła kontakt, gdy głowa obsunęła jej się na szafę obok i mówiła, że "wsiąka" w ścianę. Zaraz ją oderwałem. Miała jeszcze dziwną percepcję - na niektórych filmikach nie widziała tego, co się dzieje na pierwszym planie, widziała tylko to co jest z tyłu (np. na filmie z naćpanym, tańczącym batmanem).
Po trochu wracała do świata żywych. Bardzo po trochu.
Gdy dało się z nią już normalnie pogadać, wyłączyłem kompa.
Udało jej się wstać (z trudem). Próbowała o własnych siłach iść. Wyglądało to tak, jakby niemowlak robił pierwszy kroczek... Przejście 2 metrów zajęłoby jej 5 minut.
Z moją pomocą radziła sobie całkiem nieźle.
Z umysłem chyba było już wszystko ok (nie licząc normalnego stanu po paleniu), tylko ciało odmawiało posłuszeństwa. Była jednak strasznie uparta, np. przez dobre 10 minut próbowała otworzyć balkon (nie miała siły przesunąć klamki).
Dalej już zwykła faza, rozmowy, śmiech, browary. Po kilkudziesięciu minutach zaczęła normalnie chodzić.
Potem okazało się, że nie pamięta z tego nic do momentu, w którym siedziała przed kompem. Bardzo chciałem się dowiedzieć, co widziała wcześniej, ale niestety lipa.
Dodam jeszcze, że większość fazy była dla niej pozytywna (sądząc po mimice twarzy i wydawanych odgłosach), zdarzyło się tylko kilka momentów grozy. Dla mnie niestety nie - stres jak ch*j.
Spotkał się ktoś z czymś podobnym?
Więc jaramy z koleżanką u niej w hacie. Ona jarała chyba drugi raz w życiu. Mamy 1 nabicie (dilerowski szit, ale nie był zły). Ściągnęła ze 2-3 niezbyt duże buszki, potem jeszcze grzaliśmy lufę (słabiutką), to było wszystko co mieliśmy.
Już pod koniec grzania zaczęła ją dopadać euforia, nie mogła ściągnąć nic więcej z powodu napadów śmiechu, więc dokończyłem sam.
Gadamy, śmiejemy się, ale ona coraz bardziej "odpływa", traci kontakt z rzeczywistością. Non-stop się śmieje, co jakiś czas ma skurcze mięśni. W pewnym momencie (czyli po kilku minutach ) nie dało się już z nią rozmawiać. Postanowiłem iść do sąsiedniego pokoju po browary, myślałem, że to taki "pierwszy atak" i zaraz jej przejdzie. Okazało się, że pomimo wielu wysiłków w żaden sposób nie może wstać z fotela :sunny:. W końcu poddała się.
Zaczęła coś bardzo szybko mówić, wyglądało to jakby jej się procesor przegrzał - myślałem, że klepie wszystko, co jej ślina na język naniesie, ale po chwili, gdy się wsłuchałem, okazało się, że wcale nie gada tak strasznie bez sensu. "Recytowała" swoje pojedyńcze fazy, każda z nich trwała od kilku sekund do kilku minut. Towarzyszyła temu euforia, śmiech, strach, płacz, krzyk, przejęcie, zdziwienie, i wiele innych - ogólnie cała gama uczuć, na zmianę. Plotła przy tym straszne rzeczy (np. że jesteśmy w Mozambiku, pod łużkiem jest boogieman itp), jednak rozumiałem z tego niewiele. I zapamiętałem niewiele.
Przestraszyłem się. Nie wiedziałem, co zrobić.
Postanowiłem iść po ten browar (do sąsiedniego pokoju).
Gdy wstałem zaczęłą krzyczeć, żebym jej tu nie zostawiał, nie chce być sama, tu jest GESTAPO, itp, na jej twarzy odmalował się wyraz grozy, poprostu była śmiertelnie przerażona. Byłem w szoku.
W końcu wziąłem ją i zaniosłem do pokoju obok, jednak nie chciała mnie puścić, kurczowo się mnie trzymała i cały czas mówiła o gestapa i żebym jej nie zostawiał. Po ok. 5 minutach i wielkich trudach udało mi się ją przekonać, że jesteśmy już gdzie indziej, że gestapo zostało hen hen, daleko i nic jej nie grozi. Panika opanowana (na chwilę).
Gdy otwierałem browara (dla mnie, nie dla niej :sunny znowu zaczęła panikować - okazało się, że z jakichś niewyjaśnionych przyczyn boi się koloru niebieskiego, a tam obok niej akurat leżał niebieski kocyk... Teraz opanowanie paniki przyszło mi już łatwo.
Była wogóle niekomunikatywna. Jeszcze jakiś czas gadała od rzeczy, ale już nie z takim natężeniem, jak wcześniej, i towarzyszyły temu raczej radosne uczucia.
No i nigdzie nie mogłem iść bez niej (musiałem ją cały czas nosić ). Postanowiłem ją posadzić przed kompem i włączyć jakieś śmieszne filmiki. Rozumiała już wszystko, jakie do niej mówiłem, ale odnosiłem wrażenie, że nadal jest w swoim świecie (światach). Musiała mi siedzieć na kolanach, bo inaczej szybko obsuwała się w bok i spadała z fotela.
Od tego momentu jest już w miarę normalnie - weszłem na haszysz w dobry humor i włanczałem wszystko po kolei, aby tylko znowu nie popadłą w jakąś paranoję.
Tylko raz w tym czasie straciła kontakt, gdy głowa obsunęła jej się na szafę obok i mówiła, że "wsiąka" w ścianę. Zaraz ją oderwałem. Miała jeszcze dziwną percepcję - na niektórych filmikach nie widziała tego, co się dzieje na pierwszym planie, widziała tylko to co jest z tyłu (np. na filmie z naćpanym, tańczącym batmanem).
Po trochu wracała do świata żywych. Bardzo po trochu.
Gdy dało się z nią już normalnie pogadać, wyłączyłem kompa.
Udało jej się wstać (z trudem). Próbowała o własnych siłach iść. Wyglądało to tak, jakby niemowlak robił pierwszy kroczek... Przejście 2 metrów zajęłoby jej 5 minut.
Z moją pomocą radziła sobie całkiem nieźle.
Z umysłem chyba było już wszystko ok (nie licząc normalnego stanu po paleniu), tylko ciało odmawiało posłuszeństwa. Była jednak strasznie uparta, np. przez dobre 10 minut próbowała otworzyć balkon (nie miała siły przesunąć klamki).
Dalej już zwykła faza, rozmowy, śmiech, browary. Po kilkudziesięciu minutach zaczęła normalnie chodzić.
Potem okazało się, że nie pamięta z tego nic do momentu, w którym siedziała przed kompem. Bardzo chciałem się dowiedzieć, co widziała wcześniej, ale niestety lipa.
Dodam jeszcze, że większość fazy była dla niej pozytywna (sądząc po mimice twarzy i wydawanych odgłosach), zdarzyło się tylko kilka momentów grozy. Dla mnie niestety nie - stres jak ch*j.
Spotkał się ktoś z czymś podobnym?
Ostatnia edycja: