Niby czasu nie ma, zalatany chłop, a rośliny jakby codziennie doglądane...
Sam jestem zaskoczony efektami
Widocznie moje metody i przygotowane skrzynie robią robotę.
Moje wizyty na spotach ograniczały się do max pół godziny co dłuższy okres, żeby ponaginać. Bez podlewania, plewienia, oprysków.
Upały były fest, dostawały wody tyle co nawozem troche skropione... ale i to się skończyło... latanie z baniakami to przypał straszny o czym miałem okazje się przekonać. Teraz tylko sypie bezpośrednio pod krzaki, wilgoć/deszcz robi resztę...
Także teraz opowiem tą historie...
Noc, burza nadciąga, niebo rozświetlone piorunami...
Auto sparkowane ok. kilometr jak nie lepiej od spota, baniak 20l + na drugą łapę po baniaku 6 litrowym z nawozami...
Odeszliśmy od samochodu ja wiem może z max 50 metrów. W lini prostej w ch*j mniej. Widzę światła, jadą dwa samochody. Pechowo, że żadnych krzaków dookoła, nic, a droga tak się układała, że reflektorami prosto w nas. No to gleba od razu z tymi baniakami...
Haha hehe leżymi i beke kręcimy... ale ... jedno auto zastawia mnie od przodu, drugie od tyłu. Wysiadają... uuuu wyobraźnia zaczyna działać. Pierwsze myśli ku**a no pały jak h*j, spot spalony, czekali na nas, bo kto inny nocą w czasie burzy...
Łażą, gadają coś ze sobą latarkami ***ią dookoła cały teren, no leżymy i kwiczymy.
Leżeliśmy tak na glebie z 40 minut. Obserwując co się dzieje, próbując wyłapać jakieś słowa czy coś. Nie ma opcji się ruszyć bo trawa niska , dookoła pusto, a oni stoją i obrzynają teren latarkami... Jeden samochód odjechał, mówie do miecia, moje auto więc i tak po mnie więc Ty tu leżysz z baniakami a ja ide na pusto kombinować i bajere wciskać h*j wie co, zanim nas tu wyłapią...
Ale widzę, że jedzie znowu samochód, słychać, że inny, BUS... No to leżymy i czekamy na rozwój sytuacji...
Od momentu podjechania tego busa nie było już na co czekać ... Reszta szybko się potoczyła
Podjechał do tamtego coś tam do siebie powiedzieli, wsiadł - wsteczny, ten drugi latarka od razu w nas już nie latała dookoła. Bus prosto w pole i rura w naszą stronę...
Zdążyłem do miecia tylko powiedzieć, jest po nas, co by sie nie działo nie przyznawaj się do niczego, te baniaki nie nasze tutaj stały a my się za nimi próbowaliśmy tylko schować, reszte bajery ciągnij za mną
hahaha
Oślepieni długimi światłami nic nie widzieliśmy. Bus podjechał i wyskakuje jakiś łysy koks z maczetą !!!
Szczerze mówiąc od razu ulga - bo nie pieski.
Ale z drugiej strony macha nam tą maczetą przed mordami, pytając co tu robimy itp. Z drugiej strony ziomek pieszo do nas sie zbliżył i stoi z latarką w nas skierowaną w dość sporej bezpiecznej odległości.. Nic nie widać bo ***ie w nas tą latarką.
Ten tu maczetą wymachuje, krzyczy do drugiego dzwoń na pały itp itd. Bajka się zmienia, my od razu, że normalnie pogadajmy bez żadnej policji. Nie ma takiej potrzeby. Nic złego nie robimy. Wtedy dostrzegli te baniaki.
- Co wy tam macie...
- Co ?
- To w tych butlach
- Nie wiem, to nie nasze. Tutaj stało i koniec...
Wtedy podszedł ten drugi, widzę go... sk***esyn ma wymierzoną długą broń myśliwską prosto w nas ...
Kazał nam odsunąć się od tego, odkręcił i wącha... Latarka w dół, broń w dół. Widzę jego morde... znam go, ku**a całe szczęście
...
Po kilku razach jak mi serce prawie wyskoczyło z piersi...
Łysy stwierdził, że coś odparowujemy, że jesteśmy naćpani, więc nie ma co tu robić wraca do domu.
Drugi ziomek co go delikatnie znam, pyta się później co to jest w końcu i się śmieje.
Przecież nie powiem typowi, że mam pole zielska w krzaczorach ok. kilometr dalej więc ściema dalej.
Że to odpady, po specjalnej nalewce.
A on, żebym w hu*a go nie robił bo czuje w tym marihuane
( Nie wiem jak... skoro tam sama woda odstana z beczki z nawozami ale ok... )
No to mówię mu, że ma racje bo to z marihuany nalewka...
Jak już fajki dwie zjaraliśmy gadając to się dowiedziałem o co chodzi...
Że w drugą strone od auta gdzie zaparkowałem są prywatne stawy i zagroda dla koni.
Że sporo rzeczy im tam pogineło, pokradli konie, pastuchy z akumulatorami, coś na stawach ktoś pokłusował...
I o to cała historyja... Razem na dwa auta wracaliśmy z typem do tej samej miejscowości
Ogólnie z dość nieciekawie zapowiadającej sytuacji, skończyło się w h*j przeza***iscie ...
........................
Dobrze, że od dawna przestałem jeździć na spota spalonym, bo by całkiem banie poryło, umysł trzeźwy był to i ja opanowany, dość sensownie gadając