Podział na odmiany medyczne i rekreacyjne jest umowny - co nie oznacza, że zupełnie bezzasadny. Naturalnie, że wszystko zależy do tego kto, w jakim celu i w jaki sposób ziółka używa. Nawet konopie przemysłowe mogą mieć medyczne zastosowanie. To oczywiste.
Owe "widełki z wartości" o podanie których mnie poproszono to zdaje się kryteria. Jeśli tak, to takim kryterium jest znikoma ilość THC przy wysokiej CBD. I taki typ nazywam odmianą medyczną (i nie tylko ja). Jest to kryterium umowne i oczywiście płynne bo wariantów proporcji jest wiele. Nie ja wymyślałem zasady, którymi się kierowano wprowadzając te rozróżnienia, ale niestety ten świat tak funkcjonuje, że ludzie mają hopla na punkcie THC i wszystko tak naprawdę kręci się wokół tej substancji i jej zawartości. Pewne umowne określenia po prostu ułatwiają nawigację w rzeczywistości (i tak nie dzieje się tylko w przypadku MJ, ale właściwie wszystkiego co wykracza poza matematykę). Mało THC, dużo CBD - odmiana medyczna. W odwrotnym przypadku - rekreacyjna. Takie s podstawowe kryteria podziału. To, że właściwości medyczne mają też odmiany rekreacyjne jest tu mało istotne - tu się liczy niska zawartość THC przy relatywnie wysokiej CBD. To proste. Jest to rozróżnienie umowne, ale nie pozbawione wartości praktycznej. Podobnie rzecz ma się z podawaniem zawartości % THC przez producentów - też umowne, ale jakże przydatne! Bo gdybyście tak sobie w boksach posadzili taką na przykład Charlottes Angel i nikt by was nie uprzedził, że z niej niekoniecznie wyrośnie ziółko podobne do... np Orange Bud... to powiem wam, że bylibyście solidnie wk***ieni z efektu. A przynajmniej ja bym był, bo wiadomy stan jaki osiągam po użyciu 0,5gr Orange jest nieosiągalny nawet po użyciu 5gr Charlotte. Tyle, że ja się tego spodziewałem. I dlatego kiedy w jakimś sidszopie klikam w okienko "odmiany medyczne" to jest to dla mnie ułatwienie i oszczędność czasu i jestem wdzięczny za istnienie takiej opcji. Zastosowanie Charlotte Angel jest chyba wyłącznie medyczne i dlatego nazwanie jej odmianą medyczną jest jak najbardziej zrozumiałe i uzasadnione. Jeśli znacie inne dla niej zastosowanie - to mówcie jakie. Zostało mi jej jeszcze trochę, to chętnie zobaczę do czego jeszcze się nada.
Zresztą, jeśli nie chcecie nazywać Charlotte Angel odmianą medyczną - ok. Tylko w takim razie to do jakiego typu ją zaliczyć? Jak nazwać odmiany z wysokim CBD i niskim THC? Można je od biedy nazwać "odmianami CBD", ale takie określenie ma taką wadę, że nie wskazuje ich podstawowego zastosowania... a ono jest wyłącznie medyczne (w odróżnieniu od rekreacyjnego). Nie podoba wam się nazwa "odmiana medyczna" - to jaką byście zaproponowali na określenie tego typu roślin? Hmmmm... odmiana przemysłowa... a może odmiana ozdobna? Na parapecie mam postawić, żeby babcia sąsiadka mi zazdrościła czy jak...?
Określenie odmiana medyczna to po prostu uproszczenie i skrót, który pozwala na szybkie zorientowanie się o co chodzi i to wszystko. Dzięki temu nie trzeba pisać rozwlekle, a można zwięźle. Ludzi używających określenia "tir" też bez przerwy pouczacie, że nie ma czegoś takiego, bo są tylko ciągniki siodłowe? Tak? - to życzę powodzenia w prowadzeniu swojej misji.
Właśnie z powyższych powodów używam i będę używał określenia odmiana medyczna - i jestem przekonany, że doskonale wiecie i wiedzieliście co mam na myśli.
Określenie medyczna marihuana nie ma najmniejszego związku z zawartością THC czy CBD. Medyczna marihuana może mieć równie dobrze 30% THC i 0% CBD jak i odwrotnie. Liczy się ogólna wysoka jakość suszu i wiadoma zawartość składników aktywnych. Po za tym nie tylko kannabinoidy się liczą, baaardzo dużą rolę w "medyczności" marihuany pełnią terpeny.
Pierwsze zdanie jest zupełnie fałszywe. Żeby było śmieszniej to ostatnie mu zaprzecza...
Otóż wyrażenie "nie ma najmniejszego związku" oznacza, że nie ma związku żadnego. Tymczasem związek taki istnieje i mało tego - zawartość THC oraz CBD to punkt wyjścia w miażdżącej liczbie debat na temat medycznych zastosowań konopii. Zawartość THC i CBD to kwestia podstawowa w temacie medycznej marihuany (a twierdzenie, że nie ma znaczenia żadnego jest po prostu niepoważne, a wręcz śmieszne). I nie ma w tym nic dziwnego ani przypadkowego - bo to substancje, które są najistotniejsze w leczeniu. Inne substancje są z pewnością także istotne, ale ich rola nie jest tak "baaardzo duża" jak w przypadku THC i CBD. W ostatnim zdaniu kannabinoidy zyskują nagle znaczenie - jakim cudem, skoro przed chwilą nie miały żadnego? Pojęcia nie mam... ale dobrze, że tak się stało. Nie neguję znaczenia terpenów czy innych związków, jednak ich rola w medycznym zastosowaniu konopii jest póki co marginalna, a nie "baaardzo duża".
Ale dobrze... załóżmy, że "Nie ma czegoś takiego jak "odmiana medyczna", każda odmiana marihuany jest medyczna." Tylko, że przyjmując taki tok rozumowania należy także uczciwie przyznać, że nie ma również czegoś takiego jak konopia przemysłowa... Nie ma, bo absolutnie każdą odmianę da się przerobić na włókno lub papier.
Istnieje w takim razie konopia przemysłowa czy nie? Jeśli istnieje to poproszę o "widełki z wartości" - czyli kryteria wedle których jeden krzak jest przemysłowy a drugi nie. I z góry uprzedzam, że ewentualne wskazywanie na różnice w zawartości kannabinoidów, terpenów, itp jest bezcelowe - bo są to cechy zupełnie nieistotne z punktu widzenia przemysłu. Mam nadzieję, że rozwikłanie zagadki istnienia konopii przemysłowych nie powinno sprawić mentorom większych problemów i moja ciekawość zostanie zaspokojona.
Wyszło nieco przydługo, ale i tak nie poruszyłem kilku istotnych kwestii, jak na przykład sens istnienia terminu "odmiana rekreacyjna"... Jestem jak najbardziej gotowy do dalszej dyskusji, tylko proszę, nie cytujcie fragmentów zdania, bo to czysta manipulacja (wiem, że to wygodne). Najlepiej odnosić się do całego akapitu, który zazwyczaj tak staram się konstruować, żeby stanowił jedną myśl. Od biedy można zacytować jedno zdanie, ale nie kilka słów...
Co do moich objawów alergicznych, to nie mam żadnych problemów skórnych po zetknięciu z roślinami na każdym etapie rozwoju. A przynajmniej nie zauważyłem. Teraz przyszedł mi do głowy pomysł, żeby przykleić plastrem kawałek szczytu (z roślinki rekreacyjnej) do skóry, ponosić trochę taki opatrunek i zobaczyć jak działa na skórę. Jeśli to faktycznie THC mnie uczula (tfu!), to powinno być widoczne zaczerwienienie. Ale z tym muszę poczekać kilka tygodni, bo akurat jestem na detoksie i nie mam topów pod ręką. Poza tym chyba poeksperymentuję trochę z odmianami "półmedycznymi" (i doskonale wiecie co mam na myśli). Zresztą wielkiego wyboru nie mam - ziółka nie porzucę, a do lekarza z tym nie pójdę - przynajmniej nie w kraju, w którym mieszkam.