nasiona marihuany

Co w trawie piszczy. Biznes na konopiach w Polsce rośnie, ale haju na razie nie będzie.

Wyszukiwarka Forumowa:

mr.whitewidow

## King of the Road ##
Weteran
Rejestracja
Lis 4, 2014
Postów
3,280
Buchów
23
Biznes na konopiach już się nad Wisłą kręci. Na razie nie na tych z psychoaktywnym wkładem, choć legalizacja medycznej marihuany otworzyła furtkę. PiS pierwotnie rozważało zlecenie produkcji prywatnym firmom, choć ostatecznie się z tego wycofało. Jeśli jednak popyt okaże się zbyt duży, być może będzie musiało znów zmienić zdanie. Mimo to o zielonym boomie, który opanował USA, polski biznes i tak może tylko pomarzyć.

Sejm zdecydował, że preparaty z marihuany będą wytwarzane w aptekach na receptę
Surowiec ma być sprowadzany zza granicy, choć w przypadku deficytów może się to zmienić, co dałoby polskim firmom szansę wejścia na nowy rynek
Polscy przedsiębiorcy mogą na razie uprawiać konopie bez środka psychoaktywnego. Wykorzystuje się je w wielu branżach...

Dom z bali tonie w wygrzewających się w słońcu strzelistych, upstrzonych gęsto liśćmi łodygach. Rosną na wysokość od trzech do ponad pięciu metrów. Żyją krótko, 82-87 dni. Potem konopie z podkieleckiej wsi idą na ścięcie.
Zofia Vahlberg pamięta je jeszcze z młodości. Rosły wszędzie. Przed wojną uprawy konopi zajmowały powierzchnię ponad 30 tys. hektarów, na początku PRL-u ok. 20 tys., potem z każdą dekadą było ich coraz mniej. W 2015 roku było to tylko 581 ha.
Do branży trafiła, gdy pod koniec lat 90. szwedzkie władze zaangażowały się w odrodzenie upraw konopi. Vahlberg wyjechała do Szwecji w PRL-u. Dziś, choć nadal tam mieszka, wraz ze wspólniczką prowadzi w Polsce firmę Olimax, która produkuje m.in. nawozy z konopi. Jest jednym z największych graczy nad Wisłą.
Mamy własne szkółki, w tym roku zarejestrowaliśmy własną odmianę, została wpisała do rejestru krajowego i europejskiego. Zbudowaliśmy też własną maszynę do zbioru, którą opatentowaliśmy. To jedyna tego typu maszyna w Polsce. W zeszłym roku wielu rolników nie było w stanie zebrać swoich upraw, a my nie byliśmy w stanie wszystkim pomóc mówi. Bo poza własną produkcją na ok. 160 hektarach w województwach podkarpackim, małopolskim i świętokrzyskim, Olimax pomaga rolnikom z całej
Polski w zbiorach, od których też skupuje. Jeszcze parę lat temu rolnicy podchodzili do upraw konopi jak do jeża. Teraz Vahlberg odbiera masę telefonów od zainteresowanych uprawą. Wzrost rynku widać gołym okiem.
Różne części konopi są wykorzystywane m.in. w budownictwie, przemyśle samochodowym, chemicznym, włókienniczym, spożywczym. Nie ma w tej roślinie nawet jednego miligrama, który byłby bezużyteczny. Wszystko jest przetwarzane podkreśla Vahlberg.
Chociaż drewniany dom otula mgiełka znajomego zapachu, poszukiwacze haju nie znajdą tu szczęścia. Konopie Olimaxu są całkiem legalne. W ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii z 1997 roku zapisano, że nielegalnym jest ziele konopi innych niż włókniste. Ta odmiana różni się wielkością, ale z wyglądu jest dość podobna do tej zawierającej substancję psychoaktywną THC. Kształt liścia, znany z pamiątek z Jamajki i tandetnych gadżetów reggae, jest ten prawie sam. W konopiach włóknistych
ilości THC są śladowe, wypalenie suszu nic nie da. Do hodowli potrzebna jest zgoda urzędu gminy w roku poprzedzającym uprawę, materiał siewny musi posiadać certyfikat, należy się liczyć z kontrolami.
Przybywa rolników chętnych do uprawiania konopi

Michał Frąckowiak wraz z dwójką wspólników trzy lata temu założył jeden z pierwszych w Polsce sklepów internetowych z produktami konopnymi konopieizdrowie.pl. Wtedy sklepów z produktami opartymi na konopiach włóknistych nie było zbyt wiele. Od tego czasu sporo się zmieniło. W co drugim sklepie ekologicznym, a nawet supermarketach i dyskontach, choć tu akurat trudno o dobrą jakość, można znaleźć ziarno konopi, oleje konopne, mąkę konopną. To już jest spory rynek, co pokazuje
wzrost obszaru upraw mówi.
Przekonuje, że ziarno konopi zapewnia wszystkie pięć najpotrzebniejszych człowiekowi składników: białko, witaminy, minerały, kwasy tłuszczowe nienasycone i błonnik. Ziarno można dodać do chleba, można z niego wytłoczyć olej, dodać do słodyczy – np. do czekolady, do odżywek dla sportowców, można je też wykorzystać jako uzupełnienie diet wegańskich, może bowiem zastępować soję. Z suszu można robić napary, np. zamiast herbaty. Z konopi produkuje się też kosmetyki.
Życzyłbym sobie, żeby wszyscy używali produktów z nieprzetworzonych konopi włóknistych, począwszy od dzieci. Mielibyśmy wtedy mniej chorób cywilizacyjnych. Na przykład produkty z ziarna uelastyczniają naczynia krwionośne, świetnie nadają się do diet przeciwmiażdżycowych – mówi Frąckowiak. Produkcji medycznej marihuany nie powiedziałby nie. I przez chwilę była szansa, że polskie firmy będą mogły wejść na ten rynek. Przez chwilę.

Minister od marihuany

Nieoficjalnie poszło o niesnaski z jedną z wysoko postawionych urzędniczek. Jakkolwiek Krzysztof Łanda w kwietniu rzucił papierami i odszedł ze stanowiska wiceszefa resortu zdrowia. Lekarz z brodą filozofa w 2015 roku, jeszcze przed objęciem stanowiska, stwierdził, że legalizacja marihuany może pomóc w walce z dopalaczami. Legalna trawa miałaby pozwolić na wyparcie mocarzy i innych substancji, które w składzie mają szkło czy trutkę na szczury. PiS nie jest jednak partią, która by sobie
pozwoliła na odlot. O legalizacji tzw. marihuany rekreacyjnej mowy nie było, co innego z marihuaną medyczną. Badania wykazały, że konopie z THC są pomocne osobom cierpiącym na raka, stwardnienie rozsiane czy padaczkę lekooporną, choć przeciwnicy uznają je za niewystarczające. Kolejne rządy skutecznie unikały tego tematu, ale akurat teraz zrobiło się wokół niego gorąco.
Między innymi za sprawą dra Marka Bachańskiego z Centrum Zdrowia Dziecka. Z sukcesami stosował marihuanę w leczeniu dzieci. Został jednak dyscyplinarnie zwolniony, co wywołało ferment opinii publicznej. Wrócił do pracy z wyrokiem sądowym w ręku, choć nie pozwolono mu przyjmować pacjentów. Sprawie przysłużył się także Tomasz Kalita. Zmarły na guza mózgu polityk SLD domagał się legalizacji marihuany medycznej, skarżąc się, że oleju konopnego musi szukać na ulicy, biegając po dilerach. Wreszcie
poseł Piotr Liroy-Marzec, do niedawna kukizowiec, uczynił z legalizacji medycznej marihuany istotę swojej bytności w Sejmie.
Poselski projekt ustawy o legalizacji medycznej marihuany Liroya trafił na biurko marszałka Marka Kuchcińskiego nota bene byłego hipisa na początku 2016 roku. Stanowisko PiS-u z czasem miękło i jesienią Kuchciński odmroził projekt, a Łanda stwierdził, że Ministerstwo Zdrowia zakłada, że w Polsce będzie prowadzona kontrolowana uprawa konopi zawierających THC i produkcja leków na ich bazie.
Ministerstwo pracuje nad zapisami, które umożliwią nam kontrolę nad uprawą tego suszu, po to, żebyśmy nie musieli go sprowadzać z zagranicy. Ta uprawa nie jest szczególnie trudna, więc wydaje mi się, że możemy wkrótce taką uprawę prowadzić w Polsce powiedział na posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. marihuany medycznej, na czele którego stanął Liroy. Przyznał, że procedura tzw. importu docelowego, dzięki której obecnie można sprowadzać leki na bazie marihuany, jest trudna i
zawiła. I chwalił się, że rząd PiS jako pierwszy zgodził się na refundację sprowadzanych z zagranicy leków opartych na konopiach z THC.

Wiceminister zastanawiał się, po co mamy płacić innym państwom do 20 tys. zł miesięcznie za susz zawierający te związki dla jednego pacjenta, skoro możemy produkować go sami znacznie taniej. Najpierw to państwo miałoby się zająć jego produkcją. Docelowo susz miałby być produkowany przez prywatne firmy, oczywiście pod odpowiednim nadzorem.
Z czasem jednak ta wizja Łandy została zarzucona, a wpływ wiceministra na bieg spraw zmalał. Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, nie tylko stwierdził, że nie ma mowy o uprawach marihuany, ale że nie ma dowodów, że marihuana jest lekiem. Dowody na to, że w pewnych okolicznościach można ją stosować jako środek zmniejszający dolegliwości, określił jako słabe& PiS przestraszył się, że otworzy drzwi za szeroko i nie zapanuje nad obrotem konopiami z THC.
Legalna, ale polski rolnik nie zasadzi
Sprawa znalazła jednak swój grand finale. W czwartek w Sejmie przegłosowano projekt poselski, choć w międzyczasie wybito mu sporo zębów. W bólach przyjęto kompromis – preparaty z marihuany będą wytarzane w aptekach na receptę, a surowiec ma być sprowadzany zza granicy. Leki powinny być więc łatwiej dostępne niż w ramach importu docelowego. Preparaty nie będą jednak refundowane. Opozycja poparła projekt, choć domagała się poluzowania zapisów. Znamienne, najwięcej do powiedzenia miał tu
Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia w rządzie w PO, który przed dobrą zmianą problem medycznej marihuany ignorował. Kluby opozycyjne chciały przede wszystkim upraw w Polsce, co ostatecznie nie przeszło.
Tłumaczenie wiceministra zdrowia Zbigniewa Króla w Sejmie: Chcieliśmy przyjąć projekt obrotu marihuaną jak najszybciej stwierdził. A potem: Żeby przeprowadzać uprawy w sposób nadzorowany, jest konieczna inwestycja. Dozór musi być zastosowany nie tylko w momencie uprawy, ale i przekazywania do dalszej obróbki. Nie mamy w tym doświadczenia. Maku leczniczego też się nie uprawia. Chcieliśmy zastosować aktualnie obowiązujące prawo tłumaczył.
Środowiska wojowników o legalizację medycznej marihuany spodziewają się jednak problemów z dostępnością suszu. Jesteśmy wdzięczni posłom, to duży przełom, ale za kilka miesięcy temat wróci mówi Dorota Gudaniec, współautorka przyjętego projektu oraz mama chorego na padaczkę lekooporną Maksa, która od kilku lat jest w pierwszym rzędzie krucjaty o legalizację medycznej marihuany. Rząd nie będzie w stanie zapewnić dostaw, bo jedynym producentem suszu w standardzie GMP
(good manufacturing practice zestaw praktyk zapewniających wysoką jakość przyp. red.) jest firma Bedrocan z Holandii. Firma ta może jakąś część swojej produkcji przeznaczyć na polski rynek, ale to będzie niewystarczające. Niemcy będą zaopatrywani przez Bedrocan przez dwa lata, co było dużo wcześniej uzgodnione, a po dwóch latach mają mieć własne uprawy. Te dwa lata są okresem przygotowawczym. Podobnie powinno być w Polsce.

Dziś z importu docelowego z powodu skomplikowanej procedury, narkofobii środowiska lekarskiego i problemów z dostawami korzysta zaledwie kilkadziesiąt osób, a na zamówienie i tak trzeba czekać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Nie ma więc co się łudzić, że teraz w każdej aptece będzie dostępny susz. Chyba że rząd będzie chciał surowiec sprowadzać z krajów trzeciego świata, ale wtedy nie możemy mówić o standardzie bezpieczeństwa, którego oczekują pacjenci.
Twórcy projektu nie wnieśli żadnej poprawki w Sejmie, bo to by skutkowało cofnięciem ustawy do komisji zdrowia, co by oznaczało kolejne miesiące albo lata pracy. Będą próbowali przekonać senatorów, aby stworzprogram przygotowawczy.
Docelowe zlecenie produkcji prywatnym firmom byłoby najbardziej racjonalne, ale na razie na to nie liczymy. W ramach kompromisu proponujemy, aby zajęły się tym najpierw tylko instytuty państwowe. Poza tym w ciągu kilku lat moglibyśmy stać się potentatem na rynku konopi. Zwróćmy uwagę, że Bedrocan pobierał nauki w polskim instytucie. Mamy tu duże pole do popisu, ale musimy sobie dać przekonuje Gudaniec.
Król przyznał, że nie wiemy, jak ukształtuje się podaż i popyt. Resort nie zna też kosztów całego przedsięwzięcia. Wyceny nie zrobiono, bo był to projekt poselski. Wiceminister pociesza się, że jeśli ten preparat będzie stosowany szeroko, te ceny może spadną. Sytuacja będzie monitorowana.
W przesłanym Onetowi oświadczeniu resort zdrowia napisał: w sytuacji, gdy zaproponowane rozwiązania prawne nie zapewnią w 100-proc. zapotrzebowania na produkty na bazie marihuany w Polsce, zostaną podjęte odpowiednie kroki, aby tę sytuację poprawić.
Jednak należy pamiętać, że nawet jeśli polscy rolnicy w końcu będą mogli zasadzić marihuanę, rynku wystarczy dla kilku graczy. Wraz ze wzrostem świadomości i odwagi wśród pacjentów i lekarzy, może on rosnąć, ale w końcu dojdziemy do ściany. Przez tę ścianę przeszli już producenci amerykańscy. Udział sprzedaży marihuany rekreacyjnej w całej sprzedaży legalnej marihuany już za trzy lata ma w USA przekroczyć 50 proc. Tu rynek nie ma praktycznie dna.

Zielony boom za oceanem

Hollyweed, czyli święte zioło. Taki napis przywitał wszystkich, którzy 1 stycznia tego roku włączyli telewizor. News dnia: ktoś przerobił osadzony na wzgórzu napis Hollywood. Kawał był związany z legalizacją rekreacyjnej marihuany w Kalifornii przepisy mają wejść w życie w przyszłym roku.
Kalifornia jest kolejnym stanem, który się na taki krok zdecydował. Obecnie blisko jedna czwarta amerykańskich obywateli może legalnie kupować rekreacyjną marihuanę. Arcview Market Research, firma analityczna zajmująca się rynkiem legalnej marihuany w Stanach, na początku roku opublikowała raport o branży. Sprzedaż legalnej marihuany, czy to do celów medycznych czy rekreacyjnych, w zeszłym roku w USA i Kanadzie przekroczyła 6,7 mld dolarów. To wzrost aż o 30 proc. w stosunku do 2015 roku.
Skumulowany roczny wskaźnik wzrostu w najbliższych latach ma wynieść 25 proc. W 2021 roku rynek ma być wart 20,2 mld dolarów.

Dopalacze spod lady czy narkobusy na ulicach?

Dlaczego kolejne stany decydują się na legalizację? Chodzi o pieniądze. Kolorado jako pierwsze zalegalizowało marihuanę do celów rekreacyjnych. W zeszłym roku stan zainkasował 198,5 mln dolarów z różnych podatków i opłat od marihuany, której sprzedano w tym czasie za 1,3 mld dolarów. To kolejny rok wzrostu w 2014 roku było to 699,2 mln, a dwa lata temu 996,2 mln. Przy czym czarne scenariusze, których obawiało się Kolorado, się nie ziściły. Nie spadły ceny nieruchomości w
mieście, nie nastąpił exodus mieszkańców, nie wzrosło spożycie marihuany wśród nastolatków, nie wzrosła też liczba ofiar wypadków drogowych, a odsetek brutalnych przestępstw nie tylko nie wzrósł, ale spadł blisko o jedną czwartą.
Szaleństwa poza USA jednak na razie nie widać. W żadnym z europejskich państw przepisy nie są tak liberalne, jak w Stanach, z Holandią włącznie. W Polsce nie jest nawet dopuszczone posiadanie na własny użytek. Dziś trudno sobie więc wyobrazić sklepy z lizakami z trawą, które można spotkać za oceanem. Ale co gdyby?
Popyt by był niemały. Marihuana jest w Polsce najbardziej popularnym narkotykiem. Według zeszłorocznego raportu Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii na tle innych państw znajdujemy się w środku zestawienia pod względem spożycia. W 2014 roku 16,2 proc. osób dorosłych (15-64 lata) przyznało, że w ciągu całego życia próbowało marihuany. W ciągu ostatnich 12 miesięcy skręta zapaliło 9,8 proc. młodych osób (15-34 lata). I aż 23 proc. uczniów w wieku 15-16 lat używało marihuany. Dla porównania w Holandii było to tylko o 4 pkt. proc. więcej.
95 proc. osób, które odwiedza nasze stoiska, mówi, że miało kontakt z marihuaną. To pokazuje tylko skalę, jaka występuje w Polsce, jeśli chodzi o nielegalną sprzedaż mówi Michał Frąckowiak. Dodaje jednak, że jeśli chodzi o marihuanę rekreacyjną, jego zdaniem model czeski, a więc niekarania posiadania na własny użytek, jest najlepszy. Każdy, hodując dla siebie 2-3 krzaki, robi to tak, aby uzyskać najlepszy produkt. Niczego tam nie dodaje. To jest najlepszy układ, bo
eliminuje się patologie związane ze sprzedażą, a do tego każdy wie, co ma tłumaczy.
Bylibyśmy zainteresowani również produkcją rekreacyjnej marihuany mówi z kolei Zofia Vahlberg. Z konopi płyną same pożytki. Nigdy nikomu nie stała się z ich powodu krzywda. One zawsze służyły ludziom.

źródło: Onet

najważniejsze z powyższego

,,Twórcy projektu nie wnieśli żadnej poprawki w Sejmie, bo to by skutkowało cofnięciem ustawy do komisji zdrowia, co by oznaczało kolejne miesiące albo lata pracy. Będą próbowali przekonać senatorów, aby stworzyć program przygotowawczy.''

w innym artykule znalazłem jeszcze coś takiego:

"Teraz ustawa trafi do Senatu, gdzie najprawdopodobniej zostaną do niej wprowadzone poprawki umożliwiając kontrolowaną, legalna uprawę rośliny do celów medycznych."
 
Ostatnia edycja:



Z kodem HASZYSZ dostajesz 20% zniżki w sklepie Growbox.pl na wszystko!

nasiona marihuany
Góra Dół