Czołgiem,
zgłaszam się ze wspomnieniem skromnej produkcji "podróbki" Czarasu, czyli miękkiego haszyszu z żywych roślin.
Niby czarasem nie wolno tego nazwać, bo nie na sativach z Himalajów pędzony, ale z fajnych odmian, posiadających pewną tamtejszą dzikość i aromaty w sobie. Przynajmniej dobrze w to wierzyć.
Kulka "CT" to z krzyżówki własnej z odmianą Typhoon, z genami tajskimi w sobie podobno. A "NxHK" to forumowy el classico Nepal x Hindu Kush. Wszystko z nordyckich zasileń genetycznych.
"CT" wykonywany metodą z filmów tych mistrzów przygody Strain Hunters, czyli pocieranie świeżo ściętych kwiatostanów w piękny, słoneczny dzień. Raczej takie turlanie w palcach, aż do zabrudzenia solidnego. Niedługo, ale też niespiesznie. Coś koło godziny. Na próbę.
Bardzo plastyczny i dość czysty wyszedł - uważałem na zanieczyszczenia cząstkami rośliny, super aromatyczny. Z czasem oczywiście stwardniał.
A "NxHK" powstał jako produkt uboczny wydłubywania nasion z topów NxHK. Też świeżo ścięte rośliny, ale już z mniejszą uwagą, brutalniej, stąd hasz miał nieco zanieczyszczeń.
Jeśli kogoś martwi fakt wydłubywania przeze mnie nasion ze świeżych roślin zamiast poczekania na przeschnięcie, to informują, że już mi raz myszy wyjadły nasiona z wiszących roślin i wolałem nie ryzykować.
Jeśli chodzi o doznania... Uwielbiam taki hasz - miękki, z żywych roślin. Może być nawet w formie haszopodobnej, zbieranej z nożyczek po trymowaniu. Im czystszy, tym lepiej ofkors.
Aromat jest wysoki, skumulowany. Dym bardzo gładki, taka mgiełka. Materiał bardzo wydajny.
W obu przypadkach susz nadawał się do wykorzystania normalnego dalej, chociaż nigdy nie testowałem specjalnie ubytku kopytności.
W działaniu zapewne mocno zależny od składu chemicznego rośliny, nie mniej wydaje się, że za każdym razem haj jest zdecydowanie bardziej mentalny, czystszy, trwa długo i pozwala odbyć drobną podróż. Czyli zmierzający w stronę tego, co określa się sativowym działaniem. 4 - 5 chmurek to faktycznie dobra ilość. Zwłaszcza, że rzecz jest bardzo "smaczna".
Nawet bym powiedział, że z tym obniżonym łaknieniem na zejściu to coś ma do rzeczy (patrz: artykuł od Purple Haze'a), ale może to sugestia. Albo kwestia bycia srogo nieobecnym...
Także dla mnie zabawa w miękki hasz bardzo dobrze się kojarzy. Materiału nie ma nigdy zbyt wiele, ale tworzony jest w dobrym czasie - czasie konopnych zbiorów, co samo w sobie jest pogańsko - magiczne. Nic tylko doprawić atmosferę kadzidłem...
Co będzie robione. Może nawet i dziś, bo cośtam pod kosę poleci.
Fajne wspomnienia z ciekawego czasu.
Dzięki za przywołanie. Powodzenia w produkcji.
P.S. Zdjęcie bonusowe, ukazujące plastyczność uzyskanych materiałów: