- Rejestracja
- Lis 2, 2014
- Postów
- 19
- Buchów
- 0
Witam. Chciałbym was ostrzec przed gównem krążącym w przeręblu, w sercu osiedli i dzielnic, oraz podzielić się z wami doznaniem podróży w czasie i kto wie gdzie jeszcze.
MJ palę prawie 4 lata.
W życiu próbowałem świadomie mało . Oczywiście alkohol, marihuane, dopalacze i przez przypadek jakąś płynną substancje w pracy, ale mniejsza o to.
Teraz zabiorę was poza horyzonty ludzkiego umysłu, jestem w 100% pewny, że nie przekaże wam nawet w 10% tego czego doznałem po tym czymś, ponieważ jest to nie do opisania.
Rok 2013, kwiecień. Kupiłem sztukę od znajomego, mocne palenie ale zawsze wyczuwałem niepokój po zapaleniu jego towaru, no ale myślałem, że mi się zawsze tylko wkręca.
Minął dzień... Kolejny ranek wyszedłem z kumplem na miasto, przypomniało mi się że zostało mi jeszcze wbicie z poprzedniego dnia wiec ustawiliśmy się na południe.
Mówię do ziomka "szkoda że mam tylko wbicie bo bym się spalił", po czym nabiłem lufę i rozpaliłem.
Zacząłem się dusić, nie mogłem złapać oddechu, dusiłem się 5 minut w myślach mówię 'co jest grane przecież wczoraj tak nie dusiło', ziomek zapalił w trakcie gdy ja kaszlałem, także się dusił, ale nie tak jak ja.
Gdy się ogarnąłem wyszliśmy z miejscówki która była na osiedlu gdzie mieszkam.
Wchodzę na chodnik mówię do kumpla "ale dziwna faza" on mówi że dobra luta.
Zaszliśmy 100m dalej, celem był sklep. Koło sklepu zaczęła się jazda.
Nie wiedziałem co się dzieje, kumpel poszedł po picie a ja czekałem przed składem, strasznie się poczułem bo słabłem i musiałem usiąść na stojakach do rowerów. Ziom wychodzi a ja mu mówię "ale mam piz*ę, co jest".
On się zaśmiał i mówi że też go fajnie porobiło. Przeszliśmy przez ulice i idziemy po chodniku po czym uświadomiłem sobie że żyje i się zaraz przewrócę. Mówię to koledze, myślał pewnie że wkręcam, ale to coś porobiło mi tak głowę że masakra. Wpatrzony w kostkę chodnika przemierzaliśmy drogę, na chodniku widziałem żółtawy odcień, uświadamiałem sobie że świeci słońce, nic poza nią nie widziałem.
Nie wiedziałem co się dzieje, patrze czy kumpel idzie i jest przy mnie, kątem oka go widziałem.
Odwracam się, patrze a my przeszliśmy dopiero 10/15 metrów, nie mogłem w to uwierzyć, chciałem żeby się to skończyło.
Nie mogłem wytrzymać, musiałem się usiąść pod drzewem.
Było gorąco jak latem, chciałem pić. Szybko! Dał mi sok który zakupił, dałem łyka, oblałem się nim, myślałem że pomoże, było gorzej widziałem kontem oka znajomych którzy się spotkali na fajce, strzeliłem sobie w pysk 3 razy z liścia. Dreszcze poczułem na całym ciele. Mówię że to nie jest normalne że ja się tak czuje.
Kolega puścił muzykę, coś psychodelicznego, kazałem mu ją wyłączyć natychmiast.
Słyszałem i widziałem dźwięki odbijające się o drzewa i trafiające do mnie.
Myślałem że umrę. Nawet nie wiem już czy prosiłem Boga żeby się to skończyło. Nie pamiętam.
Głosy były drażniące dla mnie wtedy, spytałem która godzina, jako że zawsze patrze na zegarek kiedy zajaram i po jakim czasie schodzi faza (takie przyzwyczajenie, nie wiem czemu), odpowiedział mi. Pomyślałem "przeciez minęło dopiero 15 minut" czułem jak by zleciały dwie godziny. Bałem się, moja głowa była zagubiona. Gdy to wspominam, wyobrażam sobie jak by coś ukradło moją dusze gdzie indziej tylko umysł zostawiło, bo coś tam kontaktowałem.
Pytam znów o godzinę. Odpowiedział (dla pewności wyciągnąłem telefon i sam sprawdziłęm) po czym ponownie włączył muzykę, słuchał jej, ja wciąż powtarzałem aby wyłączył, wciąż mówił 'po tym kawałku',
straszne to było. Dreszcze utrzymywały się na ciele, myślałem że jest lato, on odchodził kilka metrów ode mnie, wciąż słyszałem tą muzykę, bałem się. W końcu zrozumiał że musi to wyłączyć bo się porycze, zesram i odlecę. Pytam znów o godzinę. Odpowiada mi. Nie mogłem w to uwierzyć, powiedział, że minute temu się pytałem o godzinę. Nie wierzyłem mu, kazałem prawdę mówić. Ale spojrzałęm na swój telefon i faktycznie minęła tylko minuta, myślałem że z pół godziny. Wstawałem, siadałem, kucałem, kładłem się, nigdzie nie chciałem iść, co dwa kroki dałem musiałem zawrócić i się usiąść. Po jakimś czasie zrobiło się zimno, siedziałem wciąż pod drzewem. Patrze a wokół mnie pełno liści, jakby jesiennych, patrze na niebo, słońce się przebija gdzieś tam przez chmure. Klimat zrobił się jak w jakimś horrorze, kumpel zadowolony stoi nade mną,
a ja skulony pod drzewem, muzyka grała.. Puszczał kalibra44, i PFK 'jestem bogiem'. Myśłałem że odlece. Nie mogłem tego słuchać wtedy. On wiedział że nie mam nic przeciwko tym kawałkom, ale nie wtedy, zły moment wybrał. Słucham rapu, ale nie w takiej okoliczności!!! Spojrzałem na niego a on był strasznie siny, patrze na ręce, one także sine słyszałem tylko dźwięki z telefonu i słowa 'usłysz mój głos'. ku**a!
Mówie kumplowi że jest strasznie siny i ja też. Jego twarz była jak z najstraszniejszego filmu, te usta, oczy i moje ręce. Serce czułem że mi tak szybko bije że zaraz odpadnę. Powtarzałem mu to.
A on mi odpowiadał w stylu "co ci jest? przecież nie jestem siny i ty też nie",
kazałem mu dotknąć mojego serca, zrobił to. Mówi że mi normalnie bije.
Ja wciąż czułem że tak szybko mi wali, a jesienny klimat się utzymywał.
Wpatrzony, w nieprzekonywującego kumpla, nagle mi przelatuje obraz przed oczami z napisem '180'.
Uświadomiłem sobie że to znak jak szybko serce mi wali. Wystraszyłem się jeszcze bardziej.
Widziałem później więcej jakiś znaków których nie mogę sobie przypomnieć. Nie wiem co to miało znaczyć.
Pytałem kolegi kiedy to minie i czy on coś czuje jeszcze. Mówi mi że on już nic nie czuje.
Wystraszony pytałem ponownie i prosiłem by to przeszło. Bez rezultatów.
Zrobiło się zimno. Strasznie zimno. Wszędzie biało. Zastanawiałem się gdzie są liście, które tutaj przed chwilą były. Zniknęły? Chciałem umrzeć. Nie dawałem już rady. Pytam czemu tu jest tak biało.
Ziomek zdziwiony patrzy na mnie i pyta o co mi chodzi, przecież jest cieplutko.
h*j!!! Co się ze mną dzieje!!! Pytania o godzinę się powtarzały co chwilke.
Po czasie, spotkaliśmy koleżankę. Mieliśmy się z nią przejść, ja nic o tym nie wiedziałem. Poinformował mnie o tym ziom który z nią rozmawiał przez telefon. Nie wiem kiedy nawet. Idziemy przez park zrobiło się znów ciepło, czułem wiosnę. Czułem się strasznie dziwnie. Rozmawiali sobie a ja szedłem z boku. Kumpel widział że ze mną lepiej, wiec tez zagadał do mnie ja mu odpowiedziałem, i się pytam o czym my mówiliśmy teraz.
Nie wiedziałem co się ze mną już dzieje. Jeszcze koleżanka się mnie cos pyta. O niczym nie wiedziała.
Coś jej odpowiedziałem i znów zapomniałem o czym mówiliśmy. Nie wiedziałem jak to jest możliwe że zapominam co ktoś do mnie mówi lub co ja mówię po 2 sekundach. Doszliśmy do celu. Usiedliśmy się na łące. Poczułem się swobodnie. Cieszyłem się i wiedziałem że najgorsze już za mną i to już wyszło ze mnie, pozostawiając ślad w mojej psychice. Następne dwa dni wziąłem urlop w pracy bo się dziwnie czułem. Byłem zamyślony, zamulony ogólnie źle się czułem. Wiedziałem od czego. Na szczęście trzeci dzień był już normalny. Wszystko wróciło do normy. Nie pytałem znajomego od którego kupiłem to gówno co tam było. Było minęło, nigdy wiecej nie wziąłem od niego nic. Teraz mam zasadę. Kupuje z dobrego, sprawdzonego źródła (jednego) i kto chce mnie poczęstować odmawiam. Niestety sezon mi nie wyszedł w tym roku, musiałem usunąć wszystko bo przypał się troszkę zrobił. Na wiosnę wezmę się za robotę. Lepiej mieć pewność co się pali.
Uważajcie na siebie, nie bierzcie byle gówna od byle kogo. Zdrowie ma się tylko jedno, dziur w głowie też nie da się załatać.
A to co się ze mną działo... Jak sobie przypomnę to ciarki mam. Gdyby była taka możliwość by ktoś mi dał wszystko co zapragne jak jeszcze raz to przeżyje to bym go wyśmiał i podziękował.
PS. To coś nazwałem 'cztery pory roku'. Dobrze że trwało to tylko od wiosny do wiosny. Przeżyłem cały rok w 6 godzinach. Niesamowite. MIAŁ KTOŚ COŚ PODOBNEGO? POZDRAWIAM
MJ palę prawie 4 lata.
W życiu próbowałem świadomie mało . Oczywiście alkohol, marihuane, dopalacze i przez przypadek jakąś płynną substancje w pracy, ale mniejsza o to.
Teraz zabiorę was poza horyzonty ludzkiego umysłu, jestem w 100% pewny, że nie przekaże wam nawet w 10% tego czego doznałem po tym czymś, ponieważ jest to nie do opisania.
Rok 2013, kwiecień. Kupiłem sztukę od znajomego, mocne palenie ale zawsze wyczuwałem niepokój po zapaleniu jego towaru, no ale myślałem, że mi się zawsze tylko wkręca.
Minął dzień... Kolejny ranek wyszedłem z kumplem na miasto, przypomniało mi się że zostało mi jeszcze wbicie z poprzedniego dnia wiec ustawiliśmy się na południe.
Mówię do ziomka "szkoda że mam tylko wbicie bo bym się spalił", po czym nabiłem lufę i rozpaliłem.
Zacząłem się dusić, nie mogłem złapać oddechu, dusiłem się 5 minut w myślach mówię 'co jest grane przecież wczoraj tak nie dusiło', ziomek zapalił w trakcie gdy ja kaszlałem, także się dusił, ale nie tak jak ja.
Gdy się ogarnąłem wyszliśmy z miejscówki która była na osiedlu gdzie mieszkam.
Wchodzę na chodnik mówię do kumpla "ale dziwna faza" on mówi że dobra luta.
Zaszliśmy 100m dalej, celem był sklep. Koło sklepu zaczęła się jazda.
Nie wiedziałem co się dzieje, kumpel poszedł po picie a ja czekałem przed składem, strasznie się poczułem bo słabłem i musiałem usiąść na stojakach do rowerów. Ziom wychodzi a ja mu mówię "ale mam piz*ę, co jest".
On się zaśmiał i mówi że też go fajnie porobiło. Przeszliśmy przez ulice i idziemy po chodniku po czym uświadomiłem sobie że żyje i się zaraz przewrócę. Mówię to koledze, myślał pewnie że wkręcam, ale to coś porobiło mi tak głowę że masakra. Wpatrzony w kostkę chodnika przemierzaliśmy drogę, na chodniku widziałem żółtawy odcień, uświadamiałem sobie że świeci słońce, nic poza nią nie widziałem.
Nie wiedziałem co się dzieje, patrze czy kumpel idzie i jest przy mnie, kątem oka go widziałem.
Odwracam się, patrze a my przeszliśmy dopiero 10/15 metrów, nie mogłem w to uwierzyć, chciałem żeby się to skończyło.
Nie mogłem wytrzymać, musiałem się usiąść pod drzewem.
Było gorąco jak latem, chciałem pić. Szybko! Dał mi sok który zakupił, dałem łyka, oblałem się nim, myślałem że pomoże, było gorzej widziałem kontem oka znajomych którzy się spotkali na fajce, strzeliłem sobie w pysk 3 razy z liścia. Dreszcze poczułem na całym ciele. Mówię że to nie jest normalne że ja się tak czuje.
Kolega puścił muzykę, coś psychodelicznego, kazałem mu ją wyłączyć natychmiast.
Słyszałem i widziałem dźwięki odbijające się o drzewa i trafiające do mnie.
Myślałem że umrę. Nawet nie wiem już czy prosiłem Boga żeby się to skończyło. Nie pamiętam.
Głosy były drażniące dla mnie wtedy, spytałem która godzina, jako że zawsze patrze na zegarek kiedy zajaram i po jakim czasie schodzi faza (takie przyzwyczajenie, nie wiem czemu), odpowiedział mi. Pomyślałem "przeciez minęło dopiero 15 minut" czułem jak by zleciały dwie godziny. Bałem się, moja głowa była zagubiona. Gdy to wspominam, wyobrażam sobie jak by coś ukradło moją dusze gdzie indziej tylko umysł zostawiło, bo coś tam kontaktowałem.
Pytam znów o godzinę. Odpowiedział (dla pewności wyciągnąłem telefon i sam sprawdziłęm) po czym ponownie włączył muzykę, słuchał jej, ja wciąż powtarzałem aby wyłączył, wciąż mówił 'po tym kawałku',
straszne to było. Dreszcze utrzymywały się na ciele, myślałem że jest lato, on odchodził kilka metrów ode mnie, wciąż słyszałem tą muzykę, bałem się. W końcu zrozumiał że musi to wyłączyć bo się porycze, zesram i odlecę. Pytam znów o godzinę. Odpowiada mi. Nie mogłem w to uwierzyć, powiedział, że minute temu się pytałem o godzinę. Nie wierzyłem mu, kazałem prawdę mówić. Ale spojrzałęm na swój telefon i faktycznie minęła tylko minuta, myślałem że z pół godziny. Wstawałem, siadałem, kucałem, kładłem się, nigdzie nie chciałem iść, co dwa kroki dałem musiałem zawrócić i się usiąść. Po jakimś czasie zrobiło się zimno, siedziałem wciąż pod drzewem. Patrze a wokół mnie pełno liści, jakby jesiennych, patrze na niebo, słońce się przebija gdzieś tam przez chmure. Klimat zrobił się jak w jakimś horrorze, kumpel zadowolony stoi nade mną,
a ja skulony pod drzewem, muzyka grała.. Puszczał kalibra44, i PFK 'jestem bogiem'. Myśłałem że odlece. Nie mogłem tego słuchać wtedy. On wiedział że nie mam nic przeciwko tym kawałkom, ale nie wtedy, zły moment wybrał. Słucham rapu, ale nie w takiej okoliczności!!! Spojrzałem na niego a on był strasznie siny, patrze na ręce, one także sine słyszałem tylko dźwięki z telefonu i słowa 'usłysz mój głos'. ku**a!
Mówie kumplowi że jest strasznie siny i ja też. Jego twarz była jak z najstraszniejszego filmu, te usta, oczy i moje ręce. Serce czułem że mi tak szybko bije że zaraz odpadnę. Powtarzałem mu to.
A on mi odpowiadał w stylu "co ci jest? przecież nie jestem siny i ty też nie",
kazałem mu dotknąć mojego serca, zrobił to. Mówi że mi normalnie bije.
Ja wciąż czułem że tak szybko mi wali, a jesienny klimat się utzymywał.
Wpatrzony, w nieprzekonywującego kumpla, nagle mi przelatuje obraz przed oczami z napisem '180'.
Uświadomiłem sobie że to znak jak szybko serce mi wali. Wystraszyłem się jeszcze bardziej.
Widziałem później więcej jakiś znaków których nie mogę sobie przypomnieć. Nie wiem co to miało znaczyć.
Pytałem kolegi kiedy to minie i czy on coś czuje jeszcze. Mówi mi że on już nic nie czuje.
Wystraszony pytałem ponownie i prosiłem by to przeszło. Bez rezultatów.
Zrobiło się zimno. Strasznie zimno. Wszędzie biało. Zastanawiałem się gdzie są liście, które tutaj przed chwilą były. Zniknęły? Chciałem umrzeć. Nie dawałem już rady. Pytam czemu tu jest tak biało.
Ziomek zdziwiony patrzy na mnie i pyta o co mi chodzi, przecież jest cieplutko.
h*j!!! Co się ze mną dzieje!!! Pytania o godzinę się powtarzały co chwilke.
Po czasie, spotkaliśmy koleżankę. Mieliśmy się z nią przejść, ja nic o tym nie wiedziałem. Poinformował mnie o tym ziom który z nią rozmawiał przez telefon. Nie wiem kiedy nawet. Idziemy przez park zrobiło się znów ciepło, czułem wiosnę. Czułem się strasznie dziwnie. Rozmawiali sobie a ja szedłem z boku. Kumpel widział że ze mną lepiej, wiec tez zagadał do mnie ja mu odpowiedziałem, i się pytam o czym my mówiliśmy teraz.
Nie wiedziałem co się ze mną już dzieje. Jeszcze koleżanka się mnie cos pyta. O niczym nie wiedziała.
Coś jej odpowiedziałem i znów zapomniałem o czym mówiliśmy. Nie wiedziałem jak to jest możliwe że zapominam co ktoś do mnie mówi lub co ja mówię po 2 sekundach. Doszliśmy do celu. Usiedliśmy się na łące. Poczułem się swobodnie. Cieszyłem się i wiedziałem że najgorsze już za mną i to już wyszło ze mnie, pozostawiając ślad w mojej psychice. Następne dwa dni wziąłem urlop w pracy bo się dziwnie czułem. Byłem zamyślony, zamulony ogólnie źle się czułem. Wiedziałem od czego. Na szczęście trzeci dzień był już normalny. Wszystko wróciło do normy. Nie pytałem znajomego od którego kupiłem to gówno co tam było. Było minęło, nigdy wiecej nie wziąłem od niego nic. Teraz mam zasadę. Kupuje z dobrego, sprawdzonego źródła (jednego) i kto chce mnie poczęstować odmawiam. Niestety sezon mi nie wyszedł w tym roku, musiałem usunąć wszystko bo przypał się troszkę zrobił. Na wiosnę wezmę się za robotę. Lepiej mieć pewność co się pali.
Uważajcie na siebie, nie bierzcie byle gówna od byle kogo. Zdrowie ma się tylko jedno, dziur w głowie też nie da się załatać.
A to co się ze mną działo... Jak sobie przypomnę to ciarki mam. Gdyby była taka możliwość by ktoś mi dał wszystko co zapragne jak jeszcze raz to przeżyje to bym go wyśmiał i podziękował.
PS. To coś nazwałem 'cztery pory roku'. Dobrze że trwało to tylko od wiosny do wiosny. Przeżyłem cały rok w 6 godzinach. Niesamowite. MIAŁ KTOŚ COŚ PODOBNEGO? POZDRAWIAM